Kochać się z Rosjanami nie musimy, szanować - tak.

Rzecznik mądrego dialogu Jerzy Pomianowski, podobnie jak Czechow, Bułhakow, Boy-Żeleński czy Janusz Korczak, z wykształcenia jest lekarzem. Jak sam jednak powiada, wprawdzie poślubił medycynę, ale dzieci miał z literaturą.

Aktualizacja: 19.11.2015 12:26 Publikacja: 10.11.2006 00:01

Michał Sadowski

Michał Sadowski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Pomianowski

Życiorys niezwykły - na długą i barwną powieść, więc tu tylko telegraficzny skrót. Jerzy Pomianowski - wnuk żydowskiego kantora i kompozytora A.B. Birnbauma - urodził się w roku 1921 w robotniczej Łodzi, jego ojciec Stanisław Pomianowski był technikiem włókiennikiem, matka, Janina z domu Kliger, nauczycielką. Maturę zdał w Polskim Społecznym Gimnazjum Męskim (polskiego uczył go Mieczysław Jastrun). Przed wojną zdążył jeszcze rozpocząć studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim (u Tadeusza Kotarbińskiego). Zachęcony przez Stanisława Ignacego Witkiewicza debiutował literacko w tygodniku "Próby" tekstem "Na śmierć Leśmiana", zamieszczał felietony w piśmie PPS "Młodzi idą", pisał także dla "Szpilek" i teatru Cricot I.

W 1939 roku jako poborowy 36. Pułku Legii Akademickiej ranny, znalazł się w szpitalu w Łucku na Wołyniu. Po wejściu Armii Czerwonej trafił do kopalni węgla w Donbasie, potem do Tadżykistanu, gdzie rozpoczął studia lekarskie. Pracował w prosektorium i w pogotowiu ratunkowym. Medycynę skończył w Moskwie.

Po powrocie z armią Berlinga do Polski był kolejno lekarzem, krytykiem teatralnym, scenarzystą, kierownikiem literackim Teatru Narodowego i zespołu filmowego "Syrena". Wykładał dzieje dramatu w Studium Dziennikarskim Uniwersytetu Warszawskiego (jego słuchaczkami były m. in. Hanna Krall i Agnieszka Osiecka). Ogłosił cztery tomy szkiców teatralnych, napisał powieść "Koniec i początek" (Jan Rybkowski sfilmował ją jako "Godziny nadziei") i bablowską w klimacie sztukę "Sodoma i Odessa", był publicystą wielu czasopism. Należał do PZPR, ale po usunięciu z niej "rewizjonisty" Leszka Kołakowskiego zerwał więzy z partią.

Po czystkach marca 1968 roku opuścił kraj. We Włoszech "przekształcił się z ryby w ichtiologa": wykładał literaturę polską na uniwersytetach w Rzymie, Bari, Florencji i Pizie. Na emigracji nawiązał kontakt z "Kulturą" i stał się stałym współpracownikiem pisma Jerzego Giedroycia - jako tłumacz i publicysta. Publikował też w periodykach włoskich, francuskich i niemieckich.

"Nowaja Polsza" - od Smoleńska po Sachalin

Do Polski wraca ponownie w 1992 roku, nadal współpracuje z "Kulturą", ale pisze też do prasy krajowej. Wydaje kolejne zbiory eseistyki i publicystyki: "Biegun magnetyczny" (1995) "Ruski miesiąc z hakiem" (1997), "Na wschód od zachodu. Jak być z Rosją? " (2004) i, ostatnio, "Wybór wrażeń" (2006).

W 1999 roku zostaje redaktorem naczelnym, powstałego z inicjatywy Jerzego Giedroycia, pisma " Nowaja Polsza", skierowanego do inteligencji rosyjskiej - wciąż czytającej! Mimo zubożenia i trudnych warunków życia.

- Wybraliśmy jako czytelników tę warstwę opiniotwórczą - mówi w wywiadzie udzielonym Magdalenie Bajer, drukowanym wiosną tego roku w "Odrze. - Świadomie też utrzymujemy poziom naszego pisma na miarę wymagań inteligencji szerzej rozumianej - nie slawistów czy historyków. Postaraliśmy się ominąć sieć komercyjną. " Nowaja Polsza" celuje w dwa rodzaje instytucji. Pierwszy to biblioteki publiczne - od Smoleńska po Sachalin. Drugi - wszystkie uczelnie wyższe i wyższe szkoły zawodowe, gdziekolwiek istnieją kierunki slawistyczne i rusycystyczne. Niech młodzi ludzie w Baszkirii, ucząc się języka rosyjskiego, dowiadują się czegoś o Polsce.

Przygoda z Bablem

Nie do przecenienia są zasługi Pomianowskiego jako tłumacza literatury rosyjskiej. Przyswoił polszczyźnie pół setki opowiadań Czechowa, dramaty Lwa Tołstoja, komedie Jewgienija Szwarca i Michaiła Bułhakowa, poezje Achmatowej, Mandelsztama, Puszkina i Słuckiego. Tłumaczył prace Andrieja Sacharowa, Michaiła Hellera. Życiową przygodą tłumacza stało się spotkanie z twórczością Izaaka Babla: przełożył niemal wszystkie powieści i dramaty autora "Armii konnej", opublikował przekład pełnego tekstu "Dziennika 1920". Poświęcił też Bablowi znakomity esej "Żyd z Odessy", w którym złożył hołd wielkiemu pisarzowi zamordowanemu przez NKWD i wyrzuconemu na wiele lat z kart historii literatury rosyjskiej. Oto, co pisze o zeszytach "Dziennika 1920":

"Nie znam prywatnej, tajnej kroniki wojennej tak wyzutej z wszelkiej nienawiści i pogardy dla przeciwnika. Współczucie dla polskich jeńców zastrzelonych po bitwie i opisy zrąbanych w polu rymują się z relacjami z polskiej księgarni w Brodach, o pięknych malunkach w polskich kościołach, o porządku i atmosferze ciepła w polskich chatach. Sądzę, że w tych notatkach jest tyleż życzliwości bez uprzedzeń wobec Polski, ile półświadomej tęsknoty do Europy, do cywilizacji, znanej dotąd z lektur. Niszczenie i plądrowanie tego dorobku burzy krew w autorze dziennika. Chociaż o samym sobie pisze raczej skąpo i bez rzewnych skarg, to rozpoznajemy w nim od razu rys rzadkiej prawości".

Ten cytat to także próbka stylu Jerzego Pomianowskiego, który włada piórem jak mało kto. Pisze z temperamentem, barwnie i soczyście, jego polszczyzna, czasem odrobinę staroświecka, jest klarowna, elegancka i smaczna jednocześnie. Bywa, że skrzy się ironią i dowcipem. Pomianowskiego rozpoznaje się natychmiast po dwóch pierwszych zdaniach.

Tłumacz Sołżenicyna na rozkaz Giedroycia

Innym jego tytułem do chwały jest gigantyczna praca translatorska nad dziełami Aleksandra Sołżenicyna. Jako Michał Kaniowski ogłaszał na emigracji przekłady utworów pisarza wyklętego we własnej ojczyźnie i zakazanego w krajach obozu socjalistycznego. To dzięki Pomianowskiemu poznaliśmy "Krąg pierwszy" i " Archipełag GUŁag", wydany przez Instytut Literacki w Paryżu oraz czytany - dzień po dniu, kartka po kartce - w Radiu Wolna Europa.

Janusz Drzewucki w posłowiu do zbioru szkiców "Ruski miesiąc z hakiem" pisze: "Nie sposób nie zgodzić się z Pomianowskim, gdy twierdzi, że tysiące stron Sołżenicyna "przeważyły szalę historii" i że to właśnie ten pisarz "w obronie swojego narodu pierwszy krzyknął, że Imperium jest kulą u nogi Rosji", a także wtedy, gdy przekonująco udowadnia, że "polakożerstwo" Sołżenicyna to mit".

Pomianowski utrzymuje, że tłumaczył Sołżenicyna na kategoryczne życzenie, a właściwie na rozkaz Jerzego Giedroycia - propozycję nie do odrzucenia przekazał mu w imieniu Redaktora mieszkający we Włoszech Gustaw Herling-Grudziński.

Liczne zasługi Jerzego Pomianowskiego zostały już docenione. Uhonorowano go wieloma nagrodami, m. in. Zaiksu (1989), Polskiego Pen Clubu (1990), "Rzeczpospolitej" im. Dariusza Fikusa (2004). W 1998 został odznaczony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Najwyżej sobie ceni jednakże Nagrodę im. Juliusza Mieroszewskiego, którą przyjął z rąk Jerzego Giedroycia.

Mówimy: "ruskie", jak za PRL

A więc eseista, prozaik, krytyk literacki i teatralny? Tłumacz i redaktor? Wszystko to prawda, ale wciąż niepełna. Rację ma Leopold Unger, kiedy stwierdza: "Pomianowski, który jest i chce być przede wszystkim pisarzem, ma temperament rasowego, ostrego publicysty politycznego". Jego żywiołem jest polemika, a polemizuje przede wszystkim z fobiami i uprzedzeniami - polskimi i rosyjskimi. Od lat dobija się o dialog polsko-rosyjski, otwarty i prowadzony bez nienawiści, gdyż: "To, co uważamy za charakter narodowy Rosjan, jest w istocie charakterem ich władzy". Powołuje się przy tym na testament Redaktora:

- Otóż pierwszą zasadą, jakiej Giedroyc się trzymał i wpoił ją swoim współpracownikom - mnie także - była zasada ścisłego, stałego, dobrze uświadomionego rozróżniania między Rosją i Rosjanami - przypominał w cytowanym już wywiadzie dla "Odry". - Wciąż jeszcze nie jest to wśród Polaków powszechne. Mówimy: "ruskie", jak za PRL. Nie oddzielamy interesów Rosji od interesów imperium.

Nie potrzeba nam wzajemnej miłości, podkreśla. Za rzecz absolutnie podstawową w naszych relacjach uważa wzajemny szacunek. A tego brak. Czy sytuacja się zmieni? Jerzy Pomianowski jest ostrożnym optymistą: "Wymaga to cierpliwości i... bardzo stanowczej nadziei".

Stanowcza nadzieja - ładnie powiedziane. Oby się spełniła.

Życiorys niezwykły - na długą i barwną powieść, więc tu tylko telegraficzny skrót. Jerzy Pomianowski - wnuk żydowskiego kantora i kompozytora A.B. Birnbauma - urodził się w roku 1921 w robotniczej Łodzi, jego ojciec Stanisław Pomianowski był technikiem włókiennikiem, matka, Janina z domu Kliger, nauczycielką. Maturę zdał w Polskim Społecznym Gimnazjum Męskim (polskiego uczył go Mieczysław Jastrun). Przed wojną zdążył jeszcze rozpocząć studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim (u Tadeusza Kotarbińskiego). Zachęcony przez Stanisława Ignacego Witkiewicza debiutował literacko w tygodniku "Próby" tekstem "Na śmierć Leśmiana", zamieszczał felietony w piśmie PPS "Młodzi idą", pisał także dla "Szpilek" i teatru Cricot I.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej