Ten zespół jest jak młody magik. Naoglądał się sztuczek starych mistrzów, a występując przed nową publicznością, ma wśród niej młodych fanów, zachwyconych odkryciem tego, czego jeszcze nie znali. Ale także tych, którzy widzieli oryginalne wykonania, więc czują zawód powtórką.
Znając nagrania Roberta Planta, łatwiej zrozumieć sarkazm w jego ocenie wokalisty Grety – Josha: „Znam dobrze gościa, od którego coś pożyczył". Plant powiedział to ironicznie, ale też z sympatią. Poza tym, warto przyglądać się tym, którzy są w centrum uwagi światowych mediów i mają polskie korzenie.
Trzech króli bluesa
Zespół tworzą bracia Kiszka: bliźniacy Josh (lider, wokalista), Jacob (gitarzysta), Sam (basista), a także Daniel Wagner (perkusista). Pochodzą z liczącej 5 tysięcy mieszkańców miejscowości Frankenmuth w stanie Michigan, czyli Małej Bawarii z typową dla alpejskich wiosek architekturą. Nazwę zawdzięczają lokalnej artystce, której nazwisko lekko zmodyfikowali, co zaakceptowała, a nawet wystąpiła z kwartetem na lokalnym koncercie.
Bracia Kiszka dużej wiedzy o losach rodziny nie mają, ale są pewni, że ich dziadek był Polakiem, a gdy grali na Open'erze w 2019 r., nie mieli problemów z wytłumaczeniem, co znaczy ich nazwisko.
Jeśli chodzi o muzykę, najwięcej zawdzięczają ojcu. Jak wspominali Jake i Sam, przełomowym doświadczeniem było oglądanie dokumentu o supergrupie The Cream. Jake postanowił, że chce być Erikiem Claptonem, zaś Sama zachwycił Jake Bruce, który wyłamywał się z roli basisty, odpowiadającego za rytm i parł na pozycję solisty. Jake podkreśla, że ojciec słuchał z płyt winylowych bluesa i najważniejszych Kingów – B.B., Freddiego i Alberta, których muzykę młodsi artyści rozwinęli w rock and rolla.