O tym, że wokalistka, uważana niegdyś za laleczkę amerykańskiego show biznesu, godna jest poważnego traktowania, świadczy również historia sprzed kilkunastu lat. Jest taki zespół The National z najwyższej półki niezależnego rocka. Gdy opublikował płytę „Boxer", w pierwszym tygodniu kupiło ją mniej niż 10 tys. amerykańskich fanów. Późniejsza o rok płyta Taylor Swift „Fearless" w pierwszych kilku dniach dystrybucji sprzedała się w 600 tys. egzemplarzy. Chciałoby się powiedzieć: przepaść, i to nie do zasypania!
Okładka z Beatlesem
Tymczasem w zeszłym roku Aaron Dessner, założyciel The National, i Taylor Swift spotkali się w studiu – on w roli współkompozytora i producenta – a muzyczny świat czasu pandemii podbił album o tytule „Folklore". Wokalistka określiła płytę jako pełną „tęsknoty i eskapizmu. Smutną, piękną, tragiczną. Jak album ze zdjęciami pełen historii kryjących się za obrazami". Z punktu widzenia narracji wrażenie robi zestaw trzech piosenek, które opowiadają o trójkącie miłosnym nastolatków, przedstawionym z perspektywy każdego z nich.
– Zaczęło się od obrazów – powiedziała Swift „Billboardowi". – Wizualizacje, które pojawiły się w głowie, pobudziły moją ciekawość. To gwiazdy narysowane wokół blizn. Sweter, który nadal pachnie stratą ukochanej osoby. Drzewo kołyszące się w lesie mojego dzieciństwa. Zduszone tony krzyku „uciekajmy", gdy nikt tego nie robi. Sierpień skąpany w słońcu, który sączy się jak wino z butelki. Lustrzana kula dyskotekowa unosząca się nad parkietem. Te obrazy szybko obrosły twarzami, imionami, postaciami. Okazało się, że piszę własne historie, o ludziach, których poznałam, z którymi się rozstałam, ale także o takich, których nigdy nie znałam.
Oczywiście, zauważając rozwój artystki, nie można powiedzieć, że powiedziała ostatnie słowa na szlaku ambitnych poszukiwań. Najważniejsze, że nie chce skończyć jak Britney Spears i namawia do rozwoju także fanów, którzy jej ufają. Potwierdza to fakt, że kameralny „Folklore" sprzedał się w zeszłym roku w 3,2 mln egzemplarzy. Potem Swift wydała jeszcze z zaskoczenia „Evermore", jak to sama nazwała – „płytę siostrzaną".
Oba krążki zrobiły w 2020 r. wynik 4 mln egzemplarzy. Przed Bożym Narodzeniem Swift była w Ameryce na pierwszym miejscu sprzedaży, a za nią Paul McCartney. W Anglii McCartney był pierwszy, a Taylor druga. Ciekawy duet, biorąc pod uwagę to, co powiedziała kiedyś wokalistka: „chcę być taka jak Paul, który zaraża fanów radością i optymizmem". Oboje mieli szansę na spotkanie na największym europejskim festiwalu w Glastobury. Pandemia wszystko pokrzyżowała. Ale spotkali się na długą rozmowę dla „Rolling Stone'a", co uwieczniła również okładka magazynu.