Ustawa o firmach inwestujących w najem nieruchomości (FINN) zbliża się wielkimi krokami – jest przed drugim czytaniem w Sejmie i powinna wejść w życie od początku przyszłego roku.
W założeniu przepisy mają otworzyć rynek rzeszom Polaków trzymającym gotówkę w bankach – a mowa o ponad 770 mld zł. Dość powiedzieć, że trwająca od kilku lat mieszkaniowa hossa i fakt, że znaczny odsetek lokali kupowanych jest za gotówkę, pod najem, to właśnie efekt poszukiwania relatywnie bezpiecznej formy lokowania oszczędności. Zakup mieszkania na wynajem to jednak duży wydatek. FINN-y mają być przełomem i ustawić próg wejścia bardzo nisko.
Projekt ustawy mówi bowiem, że FINN-y będą spółkami notowanymi na GPW, będą zarządzać portfelami mieszkań na wynajem, a ich głównym celem będzie regularne wypłacanie zysków z czynszów akcjonariuszom.
Warunki konieczne
Jakie warunki musiałyby spełnić FINN-y, by stać się ciekawą propozycją dla inwestorów?
– FINN-y, aby stały się ciekawą propozycją inwestycyjną, musiałyby posiadać elementy podobne do swoich zachodnich odpowiedników, których formuła jest sprawdzona, a przede wszystkim atrakcyjna inwestycyjnie – mówi Adam Anioł, analityk Biura Maklerskiego Banku BGŻ BNP Paribas. Na wielu rynkach spółki, których celem jest regularne wypłacanie akcjonariuszom dywidend z czynszów, działają już od dawna – ten model funkcjonowania to REIT (ang. real estate investment trust).