Z exposé premiera Mateusza Morawieckiego, wygłoszonego w grudniu 2017 r., dowiedzieliśmy się, że „pierwszym arcyważnym zadaniem jest służba zdrowia. Nie ma godnego życia bez sprawnej opieki zdrowotnej, dlatego doprowadzimy do skokowego wzrostu wydatków na służbę zdrowia do poziomu 6 proc. PKB w ciągu najbliższych kilku lat. Deklaracja ta to odpowiedź na słuszne postulaty pacjentów, personelu medycznego, lekarzy i pielęgniarek".
Obecnie wiemy już, że według zapowiedzi 6 proc. PKB ma być przeznaczane ze środków publicznych na służbę zdrowia od 2020 r.
Wielu ekspertów jednak twierdzi, że długość życia w zdrowiu nie zależy jedynie od wysokości nakładów, ale też od sposobu ich lokowania i mierzenia efektywności procedur. – Powiedzmy sobie szczerze, w tej chwili 6 proc. PKB my już mamy – mówi prof. Paweł Buszman, prezes zarządu American Heart of Poland SA. – Ponad 4 proc. pochodzi ze składki powszechnej, odprowadzanej przez podatników do NFZ, a 2 proc. z kieszeni prywatnej. Mówienie zatem, że potrzebujemy 6 proc. PKB na służbę zdrowia, jest błędne. Wiemy już, że to za mało.
Na stronach Rządowego Centrum Legislacji możemy przeczytać projekt rozporządzenia z 4 stycznia br., w którym Ministerstwo Zdrowia uznaje za priorytetowe: zmniejszenie zapadalności i umieralności z powodu chorób układu krążenia (zwłaszcza udarów i zawałów), nowotworów złośliwych oraz przewlekłych chorób układu oddechowego, zapobieganie otyłości i cukrzycy, ograniczanie następstw uzależnienia od środków psychoaktywnych, zapobieganie i leczenie zaburzeń psychicznych, poprawę jakości opieki okołoporodowej oraz opieki nad matką i dzieckiem do lat trzech, zwiększenie koordynacji opieki nad osobami starszymi i niesamodzielnymi, tworzenie warunków sprzyjających zdrowemu trybowi życia w miejscu zamieszkania, pracy i nauki.
Dr Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego, ekspert ds. zarządzania w ochronie zdrowia, podkreśla, że spośród 12 „priorytetów zdrowotnych państwa" aż dwa to kardiologia.