Czy grozi nam powrót dżumy?

Żyjemy w przekonaniu, że pokonaliśmy dżumę raz na zawsze. Niestety, niepokojące badania brytyjskich mikrobiologów wskazują, że źle rozpoznaliśmy przyczyny dwóch największych epidemii w historii Europy.

Aktualizacja: 24.10.2017 18:07 Publikacja: 24.10.2017 17:56

W 1347 roku dżuma dotarła na Sycylię. W ciągu kolejnych pięciu lat spustoszyła całą Europę

W 1347 roku dżuma dotarła na Sycylię. W ciągu kolejnych pięciu lat spustoszyła całą Europę

Foto: getty images

W 1931 roku wojska japońskie zajęły Mandżurię. Niecałe 12 miesięcy później cesarska żandarmeria wojskowa Kempeitai utworzyła w tym kraju tajny obóz badawczy, który oznakowano jako Jednostkę 731. Oficjalnie było to miejsce, gdzie badano uzdatnianie wody. W rzeczywistości działy się tam rzeczy, które budzą grozę. W ramach zainicjowanego przez generała Shiro Ishii programu badań i rozwoju broni biologicznej oraz chemicznej powstał obóz jeniecki, w którym prowadzono zbrodnicze pseudobadania nad zarazkami najgroźniejszych chorób zakaźnych, których Japonia zamierzała użyć przeciw swoim wrogom.

Królikami doświadczalnymi byli żywi ludzie, początkowo Chińczycy, Koreańczycy i tzw. biali Rosjanie, a później także amerykańscy jeńcy wojenni. Początkowo obozem kierował mikrobiolog Masaji Kitano. Podlegający mu bezpośrednio wydział pierwszy Jednostki 731 zajmował się obserwacją rozchodzenia się epidemii dżumy, cholery, wąglika, tyfusu i gruźlicy wśród 400 więźniów, którzy byli odizolowani w specjalnym pawilonie więziennym. Jednostka 731 nie była jedynym miejscem, gdzie armia japońska dokonywała bestialskich eksperymentów medycznych na więźniach. W ramach programu gen. Shiro Ishii powstało kilkaset oddziałów porozrzucanych na terenie Dalekiego Wschodu, gdzie testowano i produkowano bomby biologiczne. W jednym z takich miejsc w południowych Chinach, niedaleko Kantonu, utworzono oddział 8604, w którym rozmyślnie zarażano więźniów dżumą. Japończycy najwyraźniej wzorowali się na starej mongolskiej metodzie walki polegającej na podrzucaniu zwłok osób zmarłych na dżumę do obozu przeciwnika.

Zbawienna higiena

W latach 1345–1346 zarazek dżumy zainfekował oblegającą Kaffę armię mongolską. Wojownicy Dżanibeka, chana Złotej Ordy, używając katapult, przerzucali zwłoki swych wojowników przez mury Kaffy, roznosząc w ten sposób pałeczkę dżumy wśród broniących się chrześcijan. Co prawda Kaffańczycy natychmiast wyrzucali ciała do Morza Czarnego, ale nie zdawali sobie sprawy, że trupy były nadgryzane przez szczury. Razem z nielicznymi uciekinierami z Kaffy, których ewakuowały galery genueńskie do Konstantynopola i do Italii, śmiercionośna bakteria Yersinia pestis przenoszona przez pchły żerujące na szczurach śniadych wkroczyła do świata chrześcijańskiego. Owiany romantyczną legendą podróżniczą Jedwabny Szlak stał się za sprawą dżumy i taktyki wojennej Złotej Ordy szlakiem śmierci.

Czynnik bakteryjny dżumy zidentyfikował w 1894 roku wybitny szwajcarski bakteriolog Alexandre Yersin. Od tej pory uważano, że za fale epidemii czarnej śmierci, które przelały się w ciągu ostatnich 15 wieków przez Europę, odpowiedzialność ponosi Yersinia pestis, bakteria dżumy o kształcie pałeczki przenoszona głównie przez pchły szczurze (Xenopsylla cheopis). Jednak dżuma przyszła ze wschodu dopiero w XIV wieku, a przecież osiem wieków wcześniej, w latach 541–542, zaraza nazywana dżumą Justyniana zabiła ok. 40 proc. populacji Bizancjum. Niektóre obszary tego imperium wyludniły się niemal całkowicie. Osiem wieków później czarna śmierć ponownie zawitała do Europy. Według różnych ocen choroba zredukowała populację europejską o 30 do 80 proc. Oznacza to, że dżuma zabiła przynajmniej co trzeciego Europejczyka. Co ciekawe, pochód czarnej śmierci niemal całkowicie ominął obszar dzisiejszej Polski. Dopiero w XIX wieku Alexander Yersin odkrył, że patogen Yersinia pestis jest bardzo wrażliwy na środki chemiczne i wysoką temperaturę. Być może dżuma nie spustoszyła Polski, ponieważ nasi przodkowie mieli w zwyczaju o wiele częściej niż pozostali Europejczycy korzystać z kąpieli w gorącej wodzie.

Tajemnicza choroba

Ale czy winowajcą największych epidemii w historii Europy zawsze była znana nam pałeczka dżumy? W 2014 roku mikrobiolodzy Susan Scott i Christopher Duncan, autorzy książki „Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytr. ności do czasów współczesnych”, doszli do wniosku, że przyczyną przerażającej epidemii w XIV wieku była dżuma krwiotoczna, którą wywoływał nieznany nam czynnik chorobotwórczy. Jej przebieg przypominał do złudzenia objawy zakażenia wirusem Eboli (krwawienie wewnętrzne, dreszcze i wymioty). Być może był zatem spowodowany zakażeniem wirusowym, a nie jak dotychczas sądzono przez infekcję bakteryjną. Gdyby okazało się to prawdą, to nie bylibyśmy w żaden sposób przygotowani na powrót XIV-wiecznej czarnej śmierci.

Z kolei badania genetyczne materiału pobranego z zębów osób zmarłych na dżumę Justyniana w latach 541–542 dowiodły, że chorobę te mogły spowodować inne patogeny niż Yersinia pestis. Oznacza to, że być może istnieje bakteria, której nie znamy i która nadal może ukrywać się w podziemnych korytarzach Konstantynopola czy innych starożytnych metropolii bizantyjskich. Jej wyjście na światło dzienne z wykorzystaniem szczurzych pcheł może ponownie zagrozić światu trudną do oceny w skutkach pandemią. Obecnie na świecie istnieje kilka groźnych skupisk dżumy nam znanej, którą potrafimy zwalczać antybiotykami. Są to głównie obszary w Afryce i Azji Południowo-Wschodniej. Jednak coraz częściej obserwowana odporność na antybiotyki może spowodować, że czarna śmierć powróci ze zdwojoną siłą.

Zaraza czai się w ukryciu

Mikrobiolodzy Susan Scott i Christopher Duncan uważają, że historyczne epidemie miały charakter cykliczny – pojawiały się tajemniczo znikąd, miały ustalony przebieg i co najdziwniejsze, znikały w momencie, kiedy populacja była zredukowana do poziomu krytycznego dla przetrwania gatunku. W opinii naukowców zaraza może wrócić w każdej chwili w sposób naturalny lub za sprawą bioterroryzmu.

Na tym tle szczególnie niepokojąco brzmią doniesienia o istnieniu na świecie kilku ośrodków badawczych wzorowanych na japońskiej Jednostce 731, w których eksperymentuje się z mutacjami pałeczki dżumy na więźniach. W 2015 roku z północnokoreańskiego ośrodka badawczego uciekł 47-letni naukowiec, który przekazał informacje, że Koreańska Armia Ludowa pracuje nad produkcją zmodyfikowanych, niezwykle odpornych patogenów Yersinia Pestis. Naukowiec ostrzegał, że ta broń jest znacznie groźniejsza od północnokoreańskiej broni atomowej, którą Kim Dzong Un skutecznie straszy cały świat.

W 1931 roku wojska japońskie zajęły Mandżurię. Niecałe 12 miesięcy później cesarska żandarmeria wojskowa Kempeitai utworzyła w tym kraju tajny obóz badawczy, który oznakowano jako Jednostkę 731. Oficjalnie było to miejsce, gdzie badano uzdatnianie wody. W rzeczywistości działy się tam rzeczy, które budzą grozę. W ramach zainicjowanego przez generała Shiro Ishii programu badań i rozwoju broni biologicznej oraz chemicznej powstał obóz jeniecki, w którym prowadzono zbrodnicze pseudobadania nad zarazkami najgroźniejszych chorób zakaźnych, których Japonia zamierzała użyć przeciw swoim wrogom.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Nauka
Niesporczaki pomogą nam zachować młodość? „Klucz do zahamowania procesu starzenia”
Nauka
W Australii odkryto nowy gatunek chrząszcza. Odkrywca pomylił go z ptasią kupą
Nauka
Sensacyjne ustalenia naukowców. Sfotografowano homoseksualny akt humbaków
Nauka
Deszcz podczas burzy może uratować życie. Mokra skóra zmniejsza skutki pioruna
Nauka
Odkryto nowy gatunek pterozaura. Latający dinozaur mógł żyć 168 milionów lat temu