W 1931 roku wojska japońskie zajęły Mandżurię. Niecałe 12 miesięcy później cesarska żandarmeria wojskowa Kempeitai utworzyła w tym kraju tajny obóz badawczy, który oznakowano jako Jednostkę 731. Oficjalnie było to miejsce, gdzie badano uzdatnianie wody. W rzeczywistości działy się tam rzeczy, które budzą grozę. W ramach zainicjowanego przez generała Shiro Ishii programu badań i rozwoju broni biologicznej oraz chemicznej powstał obóz jeniecki, w którym prowadzono zbrodnicze pseudobadania nad zarazkami najgroźniejszych chorób zakaźnych, których Japonia zamierzała użyć przeciw swoim wrogom.
Królikami doświadczalnymi byli żywi ludzie, początkowo Chińczycy, Koreańczycy i tzw. biali Rosjanie, a później także amerykańscy jeńcy wojenni. Początkowo obozem kierował mikrobiolog Masaji Kitano. Podlegający mu bezpośrednio wydział pierwszy Jednostki 731 zajmował się obserwacją rozchodzenia się epidemii dżumy, cholery, wąglika, tyfusu i gruźlicy wśród 400 więźniów, którzy byli odizolowani w specjalnym pawilonie więziennym. Jednostka 731 nie była jedynym miejscem, gdzie armia japońska dokonywała bestialskich eksperymentów medycznych na więźniach. W ramach programu gen. Shiro Ishii powstało kilkaset oddziałów porozrzucanych na terenie Dalekiego Wschodu, gdzie testowano i produkowano bomby biologiczne. W jednym z takich miejsc w południowych Chinach, niedaleko Kantonu, utworzono oddział 8604, w którym rozmyślnie zarażano więźniów dżumą. Japończycy najwyraźniej wzorowali się na starej mongolskiej metodzie walki polegającej na podrzucaniu zwłok osób zmarłych na dżumę do obozu przeciwnika.
Zbawienna higiena
W latach 1345–1346 zarazek dżumy zainfekował oblegającą Kaffę armię mongolską. Wojownicy Dżanibeka, chana Złotej Ordy, używając katapult, przerzucali zwłoki swych wojowników przez mury Kaffy, roznosząc w ten sposób pałeczkę dżumy wśród broniących się chrześcijan. Co prawda Kaffańczycy natychmiast wyrzucali ciała do Morza Czarnego, ale nie zdawali sobie sprawy, że trupy były nadgryzane przez szczury. Razem z nielicznymi uciekinierami z Kaffy, których ewakuowały galery genueńskie do Konstantynopola i do Italii, śmiercionośna bakteria Yersinia pestis przenoszona przez pchły żerujące na szczurach śniadych wkroczyła do świata chrześcijańskiego. Owiany romantyczną legendą podróżniczą Jedwabny Szlak stał się za sprawą dżumy i taktyki wojennej Złotej Ordy szlakiem śmierci.
Czynnik bakteryjny dżumy zidentyfikował w 1894 roku wybitny szwajcarski bakteriolog Alexandre Yersin. Od tej pory uważano, że za fale epidemii czarnej śmierci, które przelały się w ciągu ostatnich 15 wieków przez Europę, odpowiedzialność ponosi Yersinia pestis, bakteria dżumy o kształcie pałeczki przenoszona głównie przez pchły szczurze (Xenopsylla cheopis). Jednak dżuma przyszła ze wschodu dopiero w XIV wieku, a przecież osiem wieków wcześniej, w latach 541–542, zaraza nazywana dżumą Justyniana zabiła ok. 40 proc. populacji Bizancjum. Niektóre obszary tego imperium wyludniły się niemal całkowicie. Osiem wieków później czarna śmierć ponownie zawitała do Europy. Według różnych ocen choroba zredukowała populację europejską o 30 do 80 proc. Oznacza to, że dżuma zabiła przynajmniej co trzeciego Europejczyka. Co ciekawe, pochód czarnej śmierci niemal całkowicie ominął obszar dzisiejszej Polski. Dopiero w XIX wieku Alexander Yersin odkrył, że patogen Yersinia pestis jest bardzo wrażliwy na środki chemiczne i wysoką temperaturę. Być może dżuma nie spustoszyła Polski, ponieważ nasi przodkowie mieli w zwyczaju o wiele częściej niż pozostali Europejczycy korzystać z kąpieli w gorącej wodzie.
Tajemnicza choroba
Ale czy winowajcą największych epidemii w historii Europy zawsze była znana nam pałeczka dżumy? W 2014 roku mikrobiolodzy Susan Scott i Christopher Duncan, autorzy książki „Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytr. ności do czasów współczesnych”, doszli do wniosku, że przyczyną przerażającej epidemii w XIV wieku była dżuma krwiotoczna, którą wywoływał nieznany nam czynnik chorobotwórczy. Jej przebieg przypominał do złudzenia objawy zakażenia wirusem Eboli (krwawienie wewnętrzne, dreszcze i wymioty). Być może był zatem spowodowany zakażeniem wirusowym, a nie jak dotychczas sądzono przez infekcję bakteryjną. Gdyby okazało się to prawdą, to nie bylibyśmy w żaden sposób przygotowani na powrót XIV-wiecznej czarnej śmierci.