Boeing przyznaje się do niedociągnięć

Niemal dwa miesiące po katastrofie drugiej maszyny B737 MAX Boeing ostatecznie przyznał, że autopilot nie we wszystkich samolotach dostarczonych klientom funkcjonował tak jak powinien.

Aktualizacja: 30.04.2019 14:15 Publikacja: 30.04.2019 09:57

Boeing przyznaje się do niedociągnięć

Foto: Bloomberg

Producent jednak zastrzega się, że nie było w jego zamierzeniach, by czujniki prędkości pokazywały komputerom pokładowym różne odczyty. Nie zaprzecza jednocześnie, że ostrzeżenie o wystąpieniu błędu uruchomiało się wówczas, gdy na pokładzie maszyn zamontowany był specjalny system ostrzegawczy, za który trzeba było dopłacić.

Prezes koncernu, Dennis Muilenburg, przyznając, że we wszystkich Maxach musi zostać zmienione oprogramowanie, nieoficjalnie wskazuje również, że nie wszyscy piloci potrafili Maxami latać. To wyraźny powrót do retoryki prezydenta USA Donalda Trumpa tuż po katastrofie Ethiopian Airlines, że „Maxy są bardzo skomplikowane w eksploatacji i trzeba specjalnego wykształcenia, aby je zrozumieć”. 

Czytaj także:  Tak lata rosyjski konkurent Boeinga 737 MAX 8. Jest pierwsze wideo 

Teraz Boeing stara się zrobić wszystko, aby Maxy mogły wrócić do latania, bo po zmianach w oprogramowaniu MCAS mają być już maszynami w pełni bezpiecznymi. Nie ma jeszcze oficjalnego raportu opisującego przyczyny katastrofy samolotu Lion Air z 29 października 2018 roku i Ethiopian Airlines z 10 marca 2019 roku, ale jest oczywiste, że przyczyną obu tragedii były wadliwe odczyty tylko z jednego czujnika prędkości. Przy tym okazuje się, że Boeing wiedział o tych nieprawidłowościach już po katastrofie Lion Aira, bo o możliwości wadliwego odczytu poinformował największego odbiorcę Maxów, amerykańską linię Southwest. Do tego czasu piloci Southwesta byli przekonani, że system ostrzegawczy jest elementem wyposażenia każdego samolotu, bo tak było w 737 NG. Opis tej aplikacji znajdował się we wszystkich materiałach szkoleniowych i podręcznikach dla pilotów latających maszynami wcześniejszych generacji. Jak napisała w odpowiedzi na pytania „Seattle Times” rzeczniczka Southwesta Brandy King, „podręcznik dla pilotów przekazany przez Boeinga w momencie wejścia do eksploatacji Maxów wskazywał, że światełko ostrzegawcze działa bardzo podobnie do tego w B737 NG” .

Prezes Muilenburg zapewnia, że w ramach uaktualnienia oprogramowania w Maxach dostarczonych już przewoźnikom i zainstalowanych we wszystkich, które zejdą z taśm produkcyjnych, takie światełko będzie zamontowane. Ale dodaje: Ten sygnał ostrzegawczy nie jest czymś, co kieruje postępowaniem pilotów.

Co więc jest dla nich najważniejsze ? — Cała informacja jest zapisana w komputerze pokładowym. Czy prawidłowe są prędkość, położenie samolotu, wysokość i sygnały ostrzegawcze znane jako stick shaker — mówi prezes Boeinga.

Z drugiej jednak strony Muilenberg zapewnia, że certyfikacja Maxów odbyła się zgodnie z zasadami Boeinga. Odważył się nawet zasugerować, że Boeing obdarzył pilotów „zbyt dużym zaufaniem”, że będą potrafili prawidłowo odczytać sygnały MCAS. — Przyjrzeliśmy się drobiazgowo obu wypadkom, dokonaliśmy głębokich analiz wszystkich systemów w maszynach i całemu oprogramowania i uzyskaliśmy potwierdzenie, że system MCAS działał tak, jak został zaprogramowany i certyfikowany — mówił Muilenburg po Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy Boeinga 29 kwietnia w Chicago. Nie potrafił jednak podać prawdopodobnej daty powrotu Maxów do latania. Na razie linie lotnicze zdjęły te maszyny z siatki połączeń do połowy sierpnia.

Producent jednak zastrzega się, że nie było w jego zamierzeniach, by czujniki prędkości pokazywały komputerom pokładowym różne odczyty. Nie zaprzecza jednocześnie, że ostrzeżenie o wystąpieniu błędu uruchomiało się wówczas, gdy na pokładzie maszyn zamontowany był specjalny system ostrzegawczy, za który trzeba było dopłacić.

Prezes koncernu, Dennis Muilenburg, przyznając, że we wszystkich Maxach musi zostać zmienione oprogramowanie, nieoficjalnie wskazuje również, że nie wszyscy piloci potrafili Maxami latać. To wyraźny powrót do retoryki prezydenta USA Donalda Trumpa tuż po katastrofie Ethiopian Airlines, że „Maxy są bardzo skomplikowane w eksploatacji i trzeba specjalnego wykształcenia, aby je zrozumieć”. 

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Transport
Magdalena Jaworska-Maćkowiak, prezes PAŻP: Gotowi na lata, a nie tylko na lato
Transport
Chiny potajemnie remontują rosyjski statek przewożący broń z Korei Północnej
Transport
Cywilna produkcja ciągnie Boeinga w dół
Transport
PKP Cargo ma nowy tymczasowy zarząd
Transport
Prezes PKP Cargo stracił stanowisko. Jest decyzja rady nadzorczej