W samej Europie w tej chwili wydaje się, że nie jest najgorzej. Pracownicy Ryanaira zrezygnowali ze strajków, kontrolerzy lotów, po protestach na początku stycznia, nie zapowiadają żadnych nowych akcji. Ostatnio irlandzka linia porozumiała się z hiszpańskimi związkowcami, choć sytuacja była tam bardzo napięta.
Pogoda w Europie też nie jest najgorsza. Niewielkie opady śniegu nie stanowią problemu dla służb lotniskowych, a czas niezbędny na odladzanie i odśnieżanie samolotów kapitanowie zawsze starają się nadrobić podczas rejsu. Kłopotliwe są tylko silne wiatry podczas rejsów nad Morzem Śródziemnym i na północy Francji. Wtedy samoloty czasami nie są w stanie przekroczyć prędkości 650 kilometrów na godzinę. Dobra wiadomość jest taka, że rejs powrotny zazwyczaj jest znacząco krótszy.
Nadal jednak bardzo problematyczne są podróże na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie w ostatni piątek na trzy tygodnie został zawieszony paraliż administracji, który wcześniej owocował rosnącymi brakami kadrowymi w obsłudze naziemnej na lotniskach, zwłaszcza przy kontroli bezpieczeństwa. Braki były odczuwalne także w kontroli lotów. Z tego powodu amerykański Urząd Lotnictwa Cywilnego (FAA) 25 stycznia zawiesił nawet na parę godzin loty z nowojorskiego lotniska La Guardia.
Poważne zakłócenia w podróżach nastąpią już w najbliższy weekend, jeśli nie wcześniej, kiedy ponownie napłynie Vortex, czyli fala arktycznego chłodu z mrozem nawet do minus 50 stopni Celsjusza i obfitymi opadami. Tylko w ostatni wtorek, 29 stycznia w USA zostało odwołanych ponad 1000 rejsów, a ponad 500 było opóźnionych o więcej niż dwie godziny. We środę rano najwięcej odwołanych rejsów było z lotnisk na południu i północy USA, ale dotknięte zostały także stany na Środkowym Wschodzie, np. lotnisko w Milwaukee, oraz Chicago. Sytuacja w podróżach do USA i po USA może ulegnąć poważnemu pogorszeniu w nadchodzących dniach. Warto jest więc przed podróżą do USA i po USA sprawdzić mapę pogody i ewentualnie dokonać zmiany w rezerwacjach.
I ostatnia zła wiadomość. Od 9 maja drożej zapłacimy za bilety kupowane za Miles&More – wynika z nowej tabeli zamieszczonej na stronie programu lojalnościowego. Zasada tej podwyżki jest taka, że opłata za podróż powrotną w klasie biznes średnio rośnie o 7 tys. mil. Np. jeśli zechcemy skorzystać z biletu-nagrody w klasie biznes na trasie z Warszawy do Australii, z naszego konta zniknie nie 185, ale 192 tys. mil, za podróż powrotną z Polski do Chicago nie zapłacimy 105 tys. mil, ale 112 tys. Podobnie będzie w lotach do np. Delhi, dokąd LOT poleci od połowy września.