Plan katarskich szejków: najpierw stadiony, potem wielki biznes

Po sezonie, w upale, bez wielu widzów, w miejscu skrytego przywracania współczesnego niewolnictwa, gdzie zapachniało także korupcją – w Dausze zaczęły się lekkoatletyczne mistrzostwa świata.

Aktualizacja: 28.09.2019 08:19 Publikacja: 27.09.2019 18:00

Stadion Chalifa wyposażono m.in. w system klimatyzacji na otwartych trybunach. Podczas jego budowy z

Stadion Chalifa wyposażono m.in. w system klimatyzacji na otwartych trybunach. Podczas jego budowy zginęło wielu najemnych robotników z Azji

Foto: Forum

Druga połowa września to pora, w której najlepsi lekkoatleci świata mają w głowach marzenia o odpoczynku – jak najdalej od stadionów. Starty zakończone, osiągnięcia i zarobki podsumowane, można leczyć rany i dać steranym ciałom okazję do regeneracji.



W tym roku jest inaczej. Rozgrywane co dwa lata mistrzostwa świata nie odbędą się jak zawsze w okolicach połowy sierpnia, ale dopiero na przełomie września i października. Przyczyna jest znana od pięciu lat. Prawo organizacji tej imprezy zdobyła w 2014 roku stolica Kataru.

Wygrana Dauhy nie była niespodzianką. Katarczycy od lat ustawiali się w kolejce, przygotowując wcześniej grunt za pomocą organizacji zawodów Diamentowej Ligi. Mistrzostw w 2017 roku nie dostali, jeszcze przegrali z Londynem, ale w kolejnym starciu z Eugene, miastem z Oregonu żyjącym lekką atletyką, oraz z historyczną Barceloną byli górą. W pierwszym głosowaniu pokonali rywali 12-9-6 (Barcelona była na końcu), w drugim zwyciężyli Amerykanów 15-12.



Klimatyzacja wszystkiego

Olbrzymie wydatki na wypełnione nowoczesną technologią stadiony na Bliskim Wschodzie podobały się ówczesnym decydentom z Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), zwłaszcza przewodniczącemu Lamine Diackowi, dziś czekającemu w areszcie domowym we Francji na kolejne rozprawy sądowe w procesach korupcyjnych.

Reszcie świata wybór bogatego emiratu podobał się nieco mniej z kilku powodów, o których było głośno już wtedy, gdy odbywało się głosowanie. Pierwszy, może nie najważniejszy, związany był właśnie z porą roku – sportowcy i trenerzy nie chcieli sezonu lekkoatletycznego wydłużonego o miesiąc, nie chcieli także imprezy w środku nadzwyczaj upalnego lata w Zatoce Perskiej (mityng Diamentowej Ligi odbywa się w Dausze na początku maja, kiedy skwar jeszcze nie dokucza).

Wrześniowa temperatura w Katarze wciąż może przekraczać 40 stopni Celsjusza, w tej kwestii wątpliwości nie ma, przeniesienie mistrzostw na 27 września– 6 października rozwiązuje problem w stopniu umiarkowanym. Świadomi tego faktu organizatorzy postawili także na inne rozwiązania. Większość startów zaplanowano w późnych godzinach popołudniowych i wieczornych, kilka konkurencji wytrzymałościowych (chód, maratony) zacznie się niewiele przed północą. Komfort termiczny zawodów ma również zapewnić pierwsza w świecie klimatyzacja na otwartym stadionie lekkoatletycznym.

Rok temu przedstawiono ją światu. Stadion Międzynarodowy Chalifa (Khalifa International Stadium), noszący imię emira Kataru w latach 1972–1995 Chalifa ibn Ahmada As-Saniego, otrzymał system chłodzący powietrze także na trybunach. Wedle konstruktorów zimny wiatr będzie w stanie obniżyć temperaturę na bieżni do miłych każdemu 24–26 stopni i nie zakłóci przebiegu żadnej konkurencji. Pewne obiekcje dotyczą tylko rzutu oszczepem, może wtedy system nawiewu jednak zostanie wyłączony.

Jesienny termin niesie także problemy, których nie rozwiąże żaden agregat chłodzący. W świecie wielkich cyklicznych imprez sportowych trudno o luki – przełom września i października to czas piłkarskich rozgrywek Ligi Mistrzów oraz meczów najważniejszych lig europejskich. Rozpoczęły się bardzo ważne dla wielu kibiców mistrzostwa świata w rugby. Z amerykańskiego punktu widzenia też nie jest dobrze: trwa sezon najważniejszej ligi futbolowej – NFL, oraz kończą się rozgrywki baseballistów w MLB; może ci sami kibice oglądają lekkoatletykę, może nie, ale rywalizację o popularność telewizyjną biegacze, miotacze i skoczkowie na Stadionie Chalifa i tak przegrają.

Kafala

Ważniejszym argumentem za tym, że wybór Dauhy na miejsce lekkoatletycznych mistrzostw świata to zły pomysł, są jednak głosy sprzeciwu licznych organizacji, które śledzą łamanie praw człowieka. Krytyczne opinie w tej sprawie nie były nowością, słychać je było już prawie dekadę temu, gdy oferta Kataru zdobyła największą liczbę głosów podczas wyboru gospodarza mistrzostw świata w piłce nożnej w 2022 roku.

Płynący ropą naftową emirat od lat jest pod silną kontrolą medialną, którą wzmacniają dobrze uzasadnione raporty, wśród nich te regularnie publikowane przez działaczy Amnesty International. Informują one o powszechnym wykorzystywaniu zagranicznych pracowników, którzy według organizacji stanowią dziś 95 procent siły roboczej Kataru.

W raportach AI można przeczytać, że już niedługo po rozpoczęciu przygotowań do piłkarskich MŚ zauważono powszechny wyzysk dziesiątków tysięcy pracowników sezonowych, zatrudnionych m.in. przy budowie stadionów, to, że wśród nadużyć są praca przymusowa, marna płaca lub jej brak i poważne ograniczenia swobody poruszania się po kraju, fatalne warunki bytowe, nawet handel ludźmi.

W tych doniesieniach nie ma przesady. Liczba ludności Kataru w kilka lat wzrosła z 1,6 mln (grudzień 2010) do 2,7 mln (październik 2018). Ten nagły skok związany jest z szybkim rozwojem budownictwa, hotelarstwa i usług domowych w Katarze oraz masowym przybywaniem taniej siły roboczej z najbiedniejszych regionów świata, głównie z Nepalu, Bangladeszu i Indii.

Informacje mediów nie zostawiały wątpliwości, jak ci ludzie byli traktowani. Już w październiku 2013 roku brytyjski dziennik „The Guardian" informował, że w ciągu dwóch miesięcy zmarło w Katarze 44 nepalskich pracowników. Rok później specjalny sprawozdawca ONZ ds. praw imigrantów pisał o częstym ich wykorzystywaniu, pracy bez wynagrodzenia i życiu w warunkach niespełniających podstawowych norm i wezwał do zniesienia systemu zatrudniania znanego jako kafala.

Kafala to słowo klucz do wyjaśnienia nadużyć. Oznacza rodzaj specyficznego „sponsorowania" przyjezdnych pracowników – katarski pracodawca najpierw opłaca im wizę i organizuje pozwolenie na zatrudnienie, ale w zamian każe podpisać kontrakt zabraniający zmiany miejsca pracy nawet przez pięć lat. W istocie wiąże pracowników quasi-niewolniczą umową, w której za rezygnację z pracy lub ucieczkę grożą areszt i deportacja. Opuszczenie Kataru możliwe jest dopiero po uzyskaniu oficjalnego pozwolenia.

Amnesty International wskazywała także na wszelkie inne aspekty tego problemu: wysoki poziom zadłużenia pracowników spowodowany nielegalnymi i nieetycznymi praktykami rekrutacyjnymi (rekruterzy pobierali od 500 do 4300 dolarów za znalezienie zajęcia w Katarze), wyjątkowo prymitywne warunki zakwaterowania, niebezpieczne dla zdrowia i życia warunki pracy (doniesienia o przypadkach śmierci na placach budów nie były rzadkie), opóźnienia lub ograniczenia obiecywanych wypłat, czasem nawet ich brak, konfiskatę paszportów, przeszkody w dochodzeniu sprawiedliwości, groźby za narzekanie na warunki pracy, zakaz zrzeszania się w związkach zawodowych oraz brak egzekwowania elementarnych przepisów prawa pracy.

Spora część zatrudnionych pracowała i pracuje przy najważniejszych inwestycjach sportowych Kataru. Stadion Chalifa – główne miejsce rywalizacji podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata 2019 i centrum wydarzeń podczas nachodzącego piłkarskiego mundialu 2022 – też był modernizowany przez zagranicznych robotników najemnych.

We wrześniu 2018 roku Amnesty International opublikowało rezultaty dochodzenia w sprawie firmy inżynierskiej Mercury MENA, która, zaangażowawszy na stadionie setki pracowników, pozostawiła ich bez pracy i grosza. W osobnej sprawie, zgłoszonej po raz pierwszy w maju 2018 roku, grupa 1200 pracowników twierdziła, że nie otrzymywała wynagrodzenia przez kilka miesięcy i spędzała tygodnie bez bieżącej wody i prądu. Ostatecznie otrzymali znacznie mniejszą rekompensatę, niż obiecywano.

Pod wpływem takich i podobnych doniesień Katar rozpoczął proces reform obiecujący dostosowanie przepisów i praktyk do międzynarodowych standardów pracy, ale pomimo pewnej poprawy nadużycia w tej kwestii trwały i nie można zakładać, że nieodwołalnie się skończyły.

Dziedzictwo Lamine Diacka

W katarskiej historii rozwoju sportowych inwestycji i organizacji wielkich imprez sportowych jest też wstydliwy rozdział poświęcony korupcji, który napisali wspólnie szejkowie oraz prominentni przed laty działacze lekkoatletyczni i piłkarscy.

IAAF pod nowym przewodnictwem Sebastiana Coe chce tę opowieść desperacko zostawić za sobą, ale na razie wciąż musi się mierzyć ze skutkami dziedzictwa, jakie pozostawiły w lekkoatletyce fatalne rządy Lamine Diacka, jego rodziny oraz bliskich i dalekich współpracowników. Senegalski działacz i polityk, przewodniczący IAAF w latach 1999–2015, kiedyś jedna z najbardziej wpływowych osób w świecie sportu, jest dziś oskarżany o wiele przestępstw – na początku listy są zarzuty dotyczące korupcji i prania pieniędzy, także skrywania dopingu oraz wymuszania i przyjmowania łapówek – to wszystko przedstawili mu francuscy prokuratorzy po czteroletnim śledztwie.

Diack i jego zaufani byli m. in. w centrum spisku mającego na celu ukrycie pozytywnych testów dopingowych rosyjskich sportowców. Na tym procederze dorabiali się także rosyjski szef lekkoatletyki i skarbnik IAAF Walentin Bałachniczew, były trener reprezentacji biegaczy Rosji na średnich dystansach Aleksiej Mielnikow, były asystent Diacka Habib Cissé oraz były szef komisji antydopingowej IAAF Gabriel Dollé.

Oskarżony jest także syn Lamine – Papa Massata Diack, były konsultant marketingowy IAAF, któremu w 2016 roku dożywotnio zakazano działania w lekkoatletyce. Diack i syn za pośrednictwem swoich firm konsultingowych zyskiwali na łapówkach miliony euro. Papa Massata Diack jest również centralną postacią afer korupcyjnych związanych z przyznawaniem prawa organizacji największych imprez sportowych świata, łącznie z igrzyskami olimpijskimi w 2016 i 2020 roku.

Diack junior, biorąc łapówki, mógł śmiało powoływać się na wpływy ojca, także byłego członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który miał spore możliwości kontrolowania głosów afrykańskich kolegów.

W przypadku wygranej Kataru w kwestii organizacji piłkarskich mistrzostw świata w 2022 roku wątpliwości nie ma – wielu znanych urzędników FIFA zostało aresztowanych pod zarzutem korupcji. Okazało się, że francuscy prokuratorzy mają też dowody, by oskarżyć Josefa al-Obaidly'ego, dyrektora generalnego katarskiej grupy medialnej BeIN (wcześniej Al Jazeera Sports), o przekazanie w 2011 roku 3,5 mln dolarów firmie należącej do Papy Massaty Diacka. Jak się sądzi, pieniądze były potrzebne do zdobycia przychylności niektórych działaczy IAAF przed wyborem gospodarza lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2017 roku.

Dokumentacja (głównie e-maile) ujawniona przez dziennik „The Guardian" oraz francuski portal internetowy Mediapart wskazuje także, że Papa Massata Diack prowadził utajnioną korespondencję na temat podejrzanych transakcji ze znaczącym członkiem rodziny królewskiej Al Sanich, szefem sztabu następcy katarskiego tronu, i nietrudno odczytać w listach nieuczciwe intencje opisywanych przepływów finansowych.

Trzy lata później Katarczycy w końcu zdobyli prawo do organizacji mistrzostw lekkoatletów; domniemanie, że i w tym przypadku Diack junior włączył się z ojcem w proces decyzyjny i na tym działaniu nielegalnie zarobił, wydaje się mocno uzasadnione.

Wizja postnaftowa

Dlaczego ten bardzo bogaty, choć względnie niewielki, emirat tak uparcie, na swój sposób bardzo konsekwentnie, nie licząc sporych kosztów, dąży do ciągłej obecności w świecie wielkiego sportu? Odpowiedź jest znana, władcy z rodziny Al Sanich jej nie kryją: sport jest dla nich doskonałym nośnikiem pozytywnego przekazu, taka promocja kraju ma pomóc w rozwoju i planowaniu dostatniej przyszłości.

Nie ma żadnego przypadku w tym, że Katar od ponad dekady jest tak widoczny i ma wpływy na najwyższym poziomie sportu. W narodowej wizji rozwoju do 2030 roku wyraźnie wymieniono sport jako narzędzie, dzięki któremu emirat może osiągnąć wiele celów.

Katar zyskał niepodległość względnie niedawno, w 1971 roku. Wydobycie i sprzedaż ropy naftowej i gazu umożliwiły Katarczykom szybkie zgromadzenie znacznych rezerw walutowych. Władcy emiratu doskonale wiedzą, że gospodarka, uzależniona od wyczerpujących się złóż paliw, nie przetrwa. Strategiczne myślenie każe już teraz myśleć o postnaftowej przyszłości. Sport jest postrzegany jako doskonały sposób generowania korzyści ekonomicznych i kulturowych, może być źródłem miejsc pracy i zarobków, przy okazji poprawia zdrowie, dobre samopoczucie i spójność społeczną kraju.

Dlatego marka Katar szybko wkracza w globalną świadomość poprzez organizację coraz ważniejszych imprez sportowych. Szejkowie poszli w tej kwestii na całość: już w listopadzie 2000 roku Komitet Olimpijski Azji przyznał Dausze prawo do organizacji Igrzysk Azjatyckich w 2006 roku – w tamtym regionie to drugie wydarzenie sportowe po igrzyskach olimpijskich.

Po tym sukcesie Katar został gospodarzem halowych lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2010 roku, rok później gościł Puchar Azji w piłce nożnej i Igrzyska Panarabskie. W 2015 roku do emiratu przyjechali rozegrać mistrzostwa świata najlepsi piłkarze ręczni, także pięściarze amatorzy. Kolejny rok – z ciepłem katarskich asfaltów zapoznali się uczestnicy MŚ w kolarstwie szosowym. Potem byli gimnastycy i gimnastyczki (2018), teraz są lekkoatletki i lekkoatleci, za trzy lata będą piłkarze, co na razie wydaje się szczytem osiągnięć władców Kataru. Potem jednak igrzyska? Czemu nie, ponoć w czasach „pośrednictwa" Papy Massaty Diacka były już kuluarowe rozmowy i na ten temat.

Obiekty w zasadzie już są, powstawały bardzo szybko, wśród nich najbardziej efektowna część, budowana od 2008 roku Aspire Zone, czyli położony na 250 hektarach ośrodek integrujący miejsca treningu wielu dyscyplin (do dyspozycji jest m.in. 13 hal różnego przeznaczenia), akademię sportu, centrum logistyczne i ośrodek opieki nad zdrowiem sportowców wraz z akredytowanym przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) laboratorium, tuż obok prestiżowego Stadionu Chalifa w środku i Aspire Dome – wielką halą dla 15 500 widzów.

Obecny emir Kataru szejk Tamim ibn Hamad Al Sani był przez 15 lat przewodniczącym Katarskiego Komitetu Olimpijskiego (QOC), zastąpił go w 2015 roku młodszy brat Joaan ibn Hamad Al Sani. Polityka promocji przez sport nie ma więc ograniczeń organizacyjnych i finansowych. Koszt organizacji piłkarskich mistrzostw świata już sześć lat temu wyceniano na około 200 mld dolarów (według Deloitte), razem inwestycjami towarzyszącymi, takimi jak 300 km sieci metra, 40 km nowych linii kolejowych oraz budowa nowego miasta Lusajl.

Katarczycy w mniej lub bardziej ukryty sposób inwestują w sport także poza granicami emiratu. O niektórych transakcjach – takich jak przejęcie francuskiego klubu piłkarskiego Paris Saint-Germain (plus kupno Neymara za rekordową kwotę) – jest głośno, o innych (nabycie hiszpańskiego klubu Malaga) słychać może mniej, choć każdy, jeśli zechce, dostrzeże logo Qatar Airways na koszulkach piłkarzy FC Barcelona. Nazwy Qatar National Bank albo Ooredoo (narodowa firma telekomunikacyjna) też pojawiają się na stadionowych bannerach lub ubraniach sportowców. Do Kataru należy także spora firma Burrda Sport, produkująca sprzęt i ubrania sportowe.

Czy wszystkie te przemyślane działania Kataru – nazywane niekiedy sponsoringiem łagodną siłą petrodolarów – dają właściwy efekt, ze względu na wspomniane metody i kontrowersje można dyskutować. Katarczycy są jednak przewidujący i zainwestowali także w grupę medialną mającą coraz silniejszy wpływ na postrzeganie sportowej rzeczywistości w regionie.

Obecne lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Dausze są tylko małym wycinkiem ogólnego planu, nie obrażając świetnych sportowców z wielu krajów, wcale nie najważniejszym. Ważniejsza jest wymyślona przez szejków świetlana przyszłość, w której obok stadionów staną wielkie biurowce, banki, gdzie tysiące firm z islamskim kapitałem będzie pomnażać zyski, już nie z ropy.

Podjęta lata temu decyzja organizacji najważniejszych zawodów lekkoatletycznych w Dausze jest jednak faktem. Kibicom pozostaje tylko patrzenie na wydarzenia na wychłodzonym przez stalowe rury Stadionie Chalifa z pewną dozą sceptycyzmu, nawet jeśli sportowcy spowodują, że damy się uwieść dramatom na bieżni, skoczni i rzutni.

Czy wielki stadion się wypełni, to jednak sprawa wątpliwa. Rzecznik IAAF mówi na razie o „istniejącym wyzwaniu" oraz o niespodziewanym bojkocie Kataru przez niektóre państwa sąsiednie, co utrudnia przyjazd chętnych do śledzenia imprezy. Przecieki z kas mówią o ledwie 50 tysiącach biletów sprzedanych na dziesięć dni imprezy, choć cena relatywnie nie jest wysoka: od 14 do 70 euro.

Organizatorzy mają jednak pomysł i na to, jak wypełnić 40-tysięczny stadion: specjalne autobusy będą przywozić młodzież szkolną oraz, uwaga, robotników stadionowych, którzy obejrzą lekkoatletów za darmo. W telewizji może będzie wyglądało jak trzeba. 

Druga połowa września to pora, w której najlepsi lekkoatleci świata mają w głowach marzenia o odpoczynku – jak najdalej od stadionów. Starty zakończone, osiągnięcia i zarobki podsumowane, można leczyć rany i dać steranym ciałom okazję do regeneracji.

W tym roku jest inaczej. Rozgrywane co dwa lata mistrzostwa świata nie odbędą się jak zawsze w okolicach połowy sierpnia, ale dopiero na przełomie września i października. Przyczyna jest znana od pięciu lat. Prawo organizacji tej imprezy zdobyła w 2014 roku stolica Kataru.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków