Reklama

Michał Komar: Cienka granica terroru

Mamy do czynienia z indywidualnym terrorystą, który uznał się za bojownika „sprawy", mściciela – ocenia Michał Komar, profesor Collegium Civitas, autor książki „Zmęczenie" poświęconej historii terroryzmu.

Aktualizacja: 15.01.2019 10:58 Publikacja: 14.01.2019 18:36

Michał Komar

Michał Komar

Foto: materiały prasowe

Czy atak na Pawła Adamowicza to był akt terrorystyczny?

Był to akt kryminalny o charakterze terrorystycznym – akt terroryzmu indywidualnego. Przy czym trzeba tu oddzielić dwie sprawy: przyczyny ataku i jego bezpośrednie pobudki. Głęboko ukryte przyczyny, które kierowały zamachowcem, wcale nie musiały być do końca przez niego uświadomione. Ten młody człowiek był już wcześniej skazany za napady na banki z bronią w ręku. Podobno tłumaczył wtedy, że nie potrafi zarobić na życie w inny sposób. nie umie znaleźć sobie miejsca w społeczeństwie. Ale nie usprawiedliwiam go...

...tylko?

Zostawiam ten przypadek psychologom, psychiatrom czy socjologom, którzy powinni dyskutować nad problemami niemożności odnalezienia się niektórych w społeczeństwie, nad gniewem i wściekłością, które ogarnęły tego mężczyznę w związku z niepowodzeniami życiowymi.

Wspomniał pan o pobudkach tej zbrodni.

Reklama
Reklama

Te przedstawił sam sprawca. Był uzbrojony, miał – jak czytam – sztylet schowany w plecaku, prawdopodobnie był też wyposażony w kartę wejścia na imprezę zamkniętą. Wygłosił orędzie do narodu, do gigantycznej widowni telewizyjno-internetowej, objaśniając swoje działanie: prezydent Adamowicz miał umrzeć, ponieważ reprezentował Platformę Obywatelską, która wcześniej torturowała sprawcę w więzieniu. Mamy zatem do czynienia z indywidualnym terrorystą, który uznał się za bojownika „sprawy", mściciela. Postanowił, tak jak wielu jego poprzedników, wymierzyć samodzielnie sprawiedliwość, atakując osobę, która reprezentuje znienawidzone przezeń ugrupowanie polityczne.

A sprawca aktu terroru nie musi być związany z jakąś organizacją, być nośnikiem jakiejś idei?

Nie, przypomnę na przykład Leo Czolgosza. Był polskim imigrantem w Stanach Zjednoczonych, który, owszem, czytał z zapałem literaturę anarchistyczną, ale nie był związany z jakąkolwiek konspiracją. I on także postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość amerykańskiemu prezydentowi Williamowi McKinleyowi. Inny przykład to Antoni Berezowski, który w 1867 roku próbował zabić cara Aleksandra II w czasie jego wizyty w Paryżu – w odwecie za represje, które dotknęły uczestników powstania styczniowego.

To terroryzm polityczny czy po prostu terror ze strony zwykłych kryminalistów?

Granica między terroryzmem politycznym a terroryzmem kryminalnym jest bardzo cienka. Historia zna przykłady zwykłych kryminalistów, którzy stawali się potem bohaterami walk narodowowyzwoleńczych. A jednocześnie ta sama historia zna przypadki, kiedy bohaterowie kierujący się zrazu najczystszymi pobudkami kończyli jako zwykli bandyci.

Jakie mogą być społeczne skutki tego tragicznego ataku?

Reklama
Reklama

Spirala, która była nakręcana od pewnego czasu, prawdopodobnie bezwiednie, choć ustami ludzi na poważnych stanowiskach, może teraz nabrać dynamiki. Bo jeżeli pewna poważna polityczka po ataku na działaczy KOD w 2017 roku oświadcza, że to nie powinno się zdarzyć, ale dodaje, że rozumie przyczyny tego czynu, albo jeżeli ówczesny minister spraw wewnętrznych doznaje ekstatycznego zachwytu nad marszem niepodległości w 2017 roku, to są to wyraźne zachęty do działań radykalnych.

Uważa pan, że jest związek między tamtymi słowami a tym zamachem?

Nie twierdzę, że prosty i bezpośredni. Ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, ile potrzeba słów przyzwolenia lub zachęty, ażeby słowa przeobraziły się w czyn. Zawsze musimy zakładać, że w społeczeństwie istnieją osoby podatne na podnietę słów, osoby o zachwianej równowadze psychicznej czy moralnej, które tego typu słowa zachęty czy przyzwolenia mogą pobudzać do zbrodniczych działań. Poza tym bardzo groźne jest to, co można dziś znaleźć prawie na wszystkich najważniejszych stronach internetowych w Polsce. Widziałem dwie wersje krótkiego filmu ukazującego sprawcę na gdańskiej scenie w momencie ataku.

Dlaczego to jest groźne?

To oznaka kompletnego braku odpowiedzialności ze strony wydawców. Odpowiedzialności publicznej i moralnej. Takich filmów nie wolno pokazywać, bo mogą one stanowić zachętę dla osób, które uznają to za przykład godny naśladowania.

Możemy jakoś uniknąć eskalacji przemocy?

Reklama
Reklama

Byłoby dobrze, gdyby politycy i publicyści zaczęli się zastanawiać nad tym, co mówią. Byłoby dobrze, gdyby wydawcy zrezygnowali z ukazywania aktów przemocy w internecie. Od rana słyszę wezwania do modlitwy za prezydenta Pawła Adamowicza. Wolałbym, żeby ci, którzy w ostatnich latach przyzwalali, usprawiedliwiali, przechodzili obojętni, teraz poddali się autorefleksji, rezygnując z dalszego chowania się za Panem Bogiem.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Kraj
Od stycznia nie będzie można wynająć lokalu komunalnego? Jedyna nadzieja w radnych
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kraj
Pierwszy kierowca ukarany za wjazd do Strefy Czystego Transportu. Warszawa zaostrzy przepisy od 2026 roku
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama