Koronawirus jak Walentynki. Biali przywlekli

- Kiedyś na znajomego wołano tu „Yovo, yovo”, czyli biały. Teraz krzyczą na niego „koronawirus”, bo to przyszło do Afryki Zachodniej od nas. Biali przynieśli - opowiada Polka mieszkająca w Beninie i odcięta z powodu epidemii od swojej firmy w sąsiednim Togo.

Aktualizacja: 17.04.2020 17:04 Publikacja: 17.04.2020 11:54

Foto: AFP

Oba kraje są bardzo biedne, w obu liczba stwierdzonych przypadków koronawirusa jest niewielka, oficjalnie zmarło w nich w sumie sześć osób. I w Togo, i w Beninie wprowadzono wiele ograniczeń. Niektóre miasta, w tym stolice, są odcięte, ruch bardzo ograniczony. Szkoły, knajpy, hotele są zamknięte. 

- Ale restrykcje wprowadzano ostrożnie. Ponad połowa ludzi funkcjonuje, jak tu się mówi, w strefie nieformalnej, to sprzedawcy, mechanicy, rzemieślnicy, krawcy, fryzjerzy, taksówkarze i kierowcy moto taxi, czyli motocyklowych taksówek. Gdy nie mogą pracować, to jest kłopot, bo nie mają z czego żyć - opowiada rp.pl Barbara Kwiatek, szefowa fundacji EduAfryka, wspierającej szkoły w Beninie i Togo. 

Od siedmiu lat mieszka na pograniczu, po stronie Beninu, który uchodzi za obiecujący przykład demokracji w tym regionie Afryki. Togo to kraj autorytarny z wybranym w lutym na czwartą kadencję prezydentem Faure Gnassingbé na czele.

Popieraliśmy cię, a teraz nie mamy co jeść

Barbara Kwiatek: - Togo zdecydowało się wprowadzić godzinę policyjną, ograniczenia dla transportu miejskiego, a moto taxi całkowicie zakazano, bo to sprzyja szerzeniu się wirusa, gdy pasażer jest przyklejony do pleców kierowcy. Ten zakaz wywołał protesty, normalnie tam tłumione. Ale ci kierowcy moto taxi wspierali w lutowych wyborach prezydenta i demonstrowali teraz w tych samych koszulkach z jego wizerunkiem, mówiąc: „my cię popieraliśmy, ale teraz nie mamy co jeść, bo nie jeździmy”. I rząd opóźnił, do 11 kwietnia, wprowadzenie zakazu. A w tym czasie wypracował projekt wsparcia o nazwie Novissi [w lokalnym języku „solidarność”], skromny, ale jak dla Togo będący poważnym obciążeniem. 

Taksówkarze moto taxi otrzymają miesięcznie 20 tys. franków CFA (równowartość ok. 140 zł). Za tę sumę są w stanie przebiedować, mówimy o ludziach, dla których najedzenie się każdego dnia jest miarą poradzenia sobie w życiu. Najskromniejsza pensja to w normalnych warunkach 30 tys. franków. 

Reszta sektora nieformalnego ma dostać nieco gorzej niż mototaksówkarze, mężczyżni 10,5 tys. franków, kobiety 12,5 tys. Drobne krawcowe, fryzjerki, panie, które kupią 2 kilogramy cukru i rozsypią do woreczków, by odsprzedawać po 5 dekagramów, ci wszyscy ludzie to dostaną - podkreśla Polka. 

Program dotyczy ponad 3 milionów z niemal 8 milionów mieszkańców Togo. Wcześniej władze oferowały dopłaty do prądu i wody. - To wielki gest, pomoc przewidziana na trzy miesiące, a może więcej w zależności od rozwoju epidemii. To zapewne pozwoli utrzymać spokój w kraju. Powinno starczyć na ryż, mąkę maniokową czy kukurydzianą, widmo głodu raczej zażegnane - dodaje Barbara Kwiatek.

Na końcu

Togo i Benin leżą w Afryce Zachodniej, pierwszy ma powierzchnię jak województwa mazowieckie i podlaskie razem, drugi jest dwa razy większy, czyli też nieduż: na mapie wyglądają jak wąskie paski przyklejone do Zatoki Gwinejskiej, czyli do Oceanu Atlantyckiego. 

Są to kraje bardzo biedne, na liście Banku Światowego, w której liczy się PKB na głowę według wartości nabywczej, Togo jest na 161 miejscu, czyli dziewiątym od końca, Benin na 22 od końca. 

W obu ważne są francuskie wpływy, bo były francuskimi koloniami, rządy prowadzą swoje strony po francusku. I teraz główne informacje dotyczą epidemii koronawirusa. Oficjalnie rząd Togo podaje, że stwierdzono 81 przypadków, 5 osób zmarło, a 45 zostało wyleczonych. 

W Beninie wykryto tylko 35 przypadków, 1 osoba zmarła, a 18 zostało uleczonych. Do 27 kwietnia kordonem sanitarnym otoczonych jest 15 miast i rejonów, w tym stolica administracyjna Porto-Novo i najważniejsze miasto, stolica gospodarcza Kotonu. Wszystko, jakby epidemia miała znacznie większy zasięg, ale niewykryty.

W tym regionie zarazy nie są rzadkością. Kilka lat temu Benin ogłosił epidemię gorączki Lassa. 

Targi pustoszeją

Szefowa polskiej fundacji EduAfryka od lat krążyła między Beninem i Togo, ale teraz jest to niemożliwe. Trzy tygodnie temu Togo zamknęło granice, za nią pozostała firma zajmująca się zaopatrzeniem w urządzenia medyczne, której Polka jest współwłaścicielką. 

Jeszcze wcześniej w regionie zamknęła się Ghana. Togo, Benin i Ghana mają północną granicę z Burkina Faso, regionalnym epicentrum Covid-19. Tam - w warunkach, które jak by się wydawało, powinny nie sprzyjać wirusowi: temperatura w dzień jest regularnie ponad 40 stopni C - zmarły 32 osoby, wykrytych zakażonych jest ponad pół tysiąca. I władze zdecydowały się na coś, czego gdzie indziej nie odważono się zrobić, zamknęły targi, w stolicy Wagadugu - wszystkie.

Targ, jak podkreśla Barbara Kwiatek, jest tym dla Afryki Zachodniej czym supermarket dla Europy. Zamknięcie targu jest ostatecznością, bo nie ma gdzie zrobić najbardziej podstawowych zakupów.

- W Beninie widzę, że jest coraz mniej ludzi na targach i mają coraz skromniejszą ofertę. Ale nie ma paniki, coraz więcej ludzi nosi maseczki, zazwyczaj nonszalancko, usta zakryte, nos niekoniecznie. Przed sklepikami stoją wiaderka z kranikiem i ludzie karnie myją ręce. W aptekach są maseczki w cenie regulowanej przez państwo 200 franków CFA (1,40 zł)

- W Beninie jest dużo optymizmu i nonszalancji. Miejscowy ma tę swoją jedyną maseczkę, ścierkę, i cały czas w niej chodzi. Ja już rzadko zaglądam na targ, staram się nie włóczyć, nie mam pewności, czy czegoś nie złapię. Na dodatek koronawirus to nadal dla miejscowych coś śmiesznego, jakaś marketingowa zagrywka, jak Walentynki. Za znajomym z dużego miasta wołano „Yovo, yovo”, biały, biały, ale teraz krzyczą „koronawirus, koronawirus”. Bo ewidentnie kojarzy się, że to dziadostwo przyszło tam od nas. Biali przynieśli, a więc krzywo się na nich patrzy - opowiada Polka.

 

Dzieci wciąż dostają pomoc

Szkoły w obu krajach są zamknięte. A w szkołach prowadzi działalność fundacja EduAfryka - w czterech wiejskich w Beninie i w jednej również wiejskiej w Togo. Uczestniczy w dożywianiu uczniów. Częściowo udało się to utrzymać mimo zamknięcia placówek.

- Pomagamy nadal ponad setce najbiedniejszych uczniów. Ale teraz nie dostają one posiłku w szkolnej stołówce. Chodzą do pań, które wydawały im jedzenie w szkole, a teraz wydają we własnych domach na wsi, gdzie wszystko przygotowują. To tradycyjne jedzenie: papka z ryżu czy manioku, makaron z jakimś sosem, papryką, kawałkiem ryby - podkreśla Barbara Kwiatek.

Oba kraje są bardzo biedne, w obu liczba stwierdzonych przypadków koronawirusa jest niewielka, oficjalnie zmarło w nich w sumie sześć osób. I w Togo, i w Beninie wprowadzono wiele ograniczeń. Niektóre miasta, w tym stolice, są odcięte, ruch bardzo ograniczony. Szkoły, knajpy, hotele są zamknięte. 

- Ale restrykcje wprowadzano ostrożnie. Ponad połowa ludzi funkcjonuje, jak tu się mówi, w strefie nieformalnej, to sprzedawcy, mechanicy, rzemieślnicy, krawcy, fryzjerzy, taksówkarze i kierowcy moto taxi, czyli motocyklowych taksówek. Gdy nie mogą pracować, to jest kłopot, bo nie mają z czego żyć - opowiada rp.pl Barbara Kwiatek, szefowa fundacji EduAfryka, wspierającej szkoły w Beninie i Togo. 

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790