Zgoda na sztukę w czerwonej strefie

Artyści i szefowie instytucji boją się lockdownu, liczą na Fundusz Wsparcia Kultury i nie wiedzą, jak będzie w 2021 r.

Publikacja: 14.10.2020 21:00

„25 lat niewinności. Sprawę Tomka Komendy” obejrzało pomimo pandemii 600 tys. widzów

„25 lat niewinności. Sprawę Tomka Komendy” obejrzało pomimo pandemii 600 tys. widzów

Foto: Mat. Pras.

– Takiej dyscypliny jak w instytucjach kultury nie ma na weselach czy w komunikacji miejskiej – mówi Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie. – Wszyscy są w maskach, zachowują odpowiedni dystans, jest mierzona temperatura.

Dlatego ograniczenia widowni do 25 proc. w żółtej strefie wywołały krytykę środowiska we oraz głosy domagające się zwiększenia frekwencji, która odpowiada wysokim standardom reżimu sanitarnego. Te zaś głosy świadczą, że nie przebiła się informacja, iż minister kultury Piotr Gliński konsultował z głównym inspektorem sanitarnym możliwość złagodzenia rygorów sanitarnych w żółtej strefie.

„Rzeczpospolita” prosiła o wykładnię w tej sprawie, jednak uzyskała ją dopiero od Centrum Informacyjnego Rządu, a nie z biura prasowego resortu kultury. Dowiedzieliśmy się, że w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z rozwojem pandemii Covid-19 i Ministerstwo Zdrowia notuje po kilka tysięcy nowych zachorowań każdego dnia, powiększenie frekwencji na imprezach artystycznych stałyby w sprzeczności z zasadą odpowiedzialności. Opinia głównego inspektora sanitarnego jest jednoznaczna.

Nie wszyscy wiedzą, że na wniosek ministra kultury rozporządzenie Rady Ministrów dopuszcza organizację wydarzeń kulturalnych także w strefie czerwonej, w której do tej pory wydarzenia nie mogły być organizowane. Dopuszczalna frekwencja – 25 procent.

Hit Holoubka

Ludzie kina znów pytają, czy wirus zabije ich branżę. Latem otwierały się małe kina, potem dołączyły do nich sieci. Wszyscy narzekali na brak atrakcyjnego repertuaru. Zmiana przyszła we wrześniu, kiedy zaczęto notować wzrosty frekwencji. W ostatni tydzień września do kina poszło niemal 600 tysięcy. Pierwszy tydzień października to już spadek frekwencji do 346 tys. osób, w miniony zaś sprzedano 164 tys. biletów.

Wrześniowe wzrosty frekwencji kina zawdzięczają przede wszystkim filmom rodzimym. „25 lat niewinności. Sprawę Tomka Komendy” Jana Holoubka obejrzało już 600 tys. widzów, co znaczy, że dobry, aktualny tytuł może liczyć nawet w pandemii na świetny odbiór.

Innym hitem okazała się „Pętla” Patryka Vegi, obejrzało ją 550 tysięcy osób. To oczywiście mniej niż hity jesieni 2019 r., gdy „Boże Ciało” Jana Komasy osiągało wynik 1,4 mln widzów, a „Joker” Todda Phillipsa zbliżał się do 2 milionów. Eksperci ocenili, że wyniki, jakie notowane były przed rokiem, kina mogą osiągnąć na przełomie lat 2021/2022.

W tyle zostały przeboje zagraniczne. Szeroko reklamowane tytuły –„Tenet” Christophera Nolana czy disneyowska „Mulan” nie przekroczyły 300 tysięcy widzów. Na mającego premierę w ostatni weekend „Szarlatana” Agnieszki Holland, który został czeskim kandydatem do Oscara, zdążyło pójść 11 tys. kinomanów.

– Każdy podmiot może być w innej sytuacji – mówi szef sieci Helios Tomasz Jagiełło. – W czasie lockdownu pomagano wszystkim równo, dziś trzeba się przyjrzeć, kto najbardziej ucierpiał. A szeroko rozumiana kultura została dramatyczne uderzona. Jeszcze jakoś ciągniemy, ale nie wiem, czy przy obostrzeniach do 25 proc. frekwencji, narastającym strachu producenci będą chcieli swoje filmy wprowadzać na ekrany.

We wrześniu i na początku października złapały oddech festiwale. W tradycyjnej formule odbyły się Młodzi i film w Koszalinie i olsztyńska WAMA, hybrydowo – Millennium Docs Agains Gravity w stolicy, Transatlantyk w Katowicach. Przeprowadzenie imprezy w sieci ogłosili właśnie organizatorzy wrocławskich Nowych Horyzontów.

Teatry ograniczają frekwencje, w momencie gdy widzowie mogli liczyć na wielkie atrakcje. W Narodowym kreację, która jest wydarzeniem nie tylko tego sezonu, stworzyła Danuta Stenka w „Sonacie jesiennej” Grzegorza Wiśniewskiego, Jan Englert pracuje nad „Trzema siostrami”, w weekend w krakowskim Starym Teatrze przeniesiono na sylwestra prapremierę „Jenczyny” Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki.

Szpitalne ostrzeżenie

Przykładem strat artystycznych, a jednocześnie finansowych jest sytuacja Teatru Muzycznego w Gdyni. Jego roczne wpływy z biletów przed pandemią wynosiły 20 mln zł, czyli więcej niż dotacja samorządu pomorskiego (14 mln zł). Teatr gościł rocznie 250 tysięcy widzów, co pozwalało utrzymać 224 etaty. Od marca odwołano ponad sto spektakli i, jak powiedział nam dyrektor Igor Michalski, planowana na wrzesień premiera musicalu „Mistrz i Małgorzata” z efektami 3D autorstwa Janusza Józefowicza, Janusza Stokłosy i Andrzeja Poniedzielskiego została przełożona o rok.

Teatry każdego dnia są atakowane przez wirus, a choroba jednego pracownika wyłącza z pracy czasami cały zespół. We wrocławskim Capitolu zakaził się występujący w „Lazarusie” Jana Klaty dyrektor Konrad Imiela, który stworzył w tym spektaklu kreację. Ze szpitala przestrzega przed lekceważeniem wirusa, jest leczony osoczem.

Gdy Piotr Beczała dowiedział się, że połowie widzów na jego koncert 21 października w NFM we Wrocławiu trzeba zwrócić pieniądze za bilety (sprzedawano je przed wprowadzeniem żółtej strefy), postanowił, że zaśpiewa dwukrotnie, by nikt nie czuł się skrzywdzony. Takie decyzje są jednak wyjątkiem.

Możliwość sprzedaży tylko jednej czwartej biletów spowodowała, że z ekonomicznego punktu widzenia działalność oper czy filharmonii stała się nieopłacalna. Nawet stuprocentowe zapełnienie widowni nie pokrywa kosztów, jest to możliwe jedynie w dużych teatrach muzycznych, jak Roma, które mogą sobie pozwolić na komercyjne ceny.

Większość teatrów operowych i instytucji filharmonicznych mogłaby sprzedawać więcej niż 25 proc. biletów. Dysponują widownią na parterze, ale też balkonami i lożami, więc zapewnienie dystansu jest łatwiejsze. Wymaga to jednak zgody na większą samodzielność instytucji artystycznych.

– Liczymy na Fundusz Wsparcia Kultury, który ma niwelować straty wynikłe z ograniczeń w graniu od marca do grudnia 2020 r. – mówi dyrektor Jacek Jekiel. Fundusz rozdzieli 400 milionów dla instytucji publicznych, prywatnych, pozarządowych i przedsiębiorstw kultury. – Te pieniądze mają być rozdysponowane do końca listopada, ale martwimy się, co będzie w 2021 r. Nie ma zapowiedzi, że system niwelowania strat będzie wówczas działać, jeśli obostrzenia zostaną utrzymane. A wówczas żaden teatr nie będzie w stanie kontynuować działalności artystycznej.

– Takiej dyscypliny jak w instytucjach kultury nie ma na weselach czy w komunikacji miejskiej – mówi Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie. – Wszyscy są w maskach, zachowują odpowiedni dystans, jest mierzona temperatura.

Dlatego ograniczenia widowni do 25 proc. w żółtej strefie wywołały krytykę środowiska we oraz głosy domagające się zwiększenia frekwencji, która odpowiada wysokim standardom reżimu sanitarnego. Te zaś głosy świadczą, że nie przebiła się informacja, iż minister kultury Piotr Gliński konsultował z głównym inspektorem sanitarnym możliwość złagodzenia rygorów sanitarnych w żółtej strefie.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790