Bliskie relacje na brandenbursko-polskim pograniczu nie mogą się rozpaść – mówił premier Brandenburgii Dietmar Woidke, licząc, że Polska poluzuje obecny reżim graniczny. Jest on równocześnie koordynatorem rządu federalnego ds. stosunków z Polską, co nadaje jego słowom szerszy wymiar.
W najbliższych dniach rozpoczyna się sezon zbioru szparagów, a brak pracowników z sąsiedniej Polski oznacza, że nie będzie miał kto ich zebrać. Wprawdzie w ostatnich latach na polach szparagów pracowali przede wszystkim Rumuni i Bułgarzy, ale w czasie epidemii granice Niemiec są dla nich zamknięte. Nadzieja w Polakach.
Nieco innego zdania jest niemieckie MSW, którego decyzją zamknięte zostały granice z większością państw sąsiednich, z wyjątkiem Holandii i Austrii. Zakaz obejmuje także pracowników sezonowych, co jest niezgodne z zaleceniami UE. MSW tłumaczy jednak, że w kraju znajduje się 156 tys. bezrobotnych uchodźców, którzy mogą z powodzeniem popracować na polach. Nikt ich nie zmusi, a potrzeba co najmniej 300 tys. osób w rozpoczynającym się sezonie.
Dlatego dla pracowników z Polski, Czech i Słowacji stworzono wyjątki. Problem w tym, że ograniczenia obowiązują w tych państwach. Polacy musieliby po powrocie do kraju poddać się dwutygodniowej kwarantannie. Tego chcą jednak uniknąć. Nie pomogły liczne zachęty finansowe czy rozszerzenie ubezpieczeń społecznych dla polskich obywateli. Meklemburgia i Brandenburgia oferowały 65 euro dziennie plus po 20 euro dla członków rodzin tych pracowników, którzy zdecydowali się pozostać w Niemczech. Niewiele to dało, gdyż na 15 tys. Polaków pracujących na co dzień w Brandenburgii zdecydował się zostać co czwarty.