Skutki udzielania kredytów osobom bezrobotnym

Jak można osobie bez pracy, której sytuacja materialna uniemożliwia zapłatę raty kredytu, udzielać pożyczki na kwotę 72 tys. zł? Ta i inne prezydenckie propozycje pomocy kredytobiorcom są nieracjonalne, drogie, nieskuteczne i niebezpieczne – przekonuje ekspert.

Publikacja: 10.08.2017 07:49

Skutki udzielania kredytów osobom bezrobotnym

Foto: Fotolia.com

Przedłożony w ubiegłą środę przez prezydenta Andrzeja Dudę projekt ustawy o zmianie ustawy o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy, oraz ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych można uznać za kompromis. Rzecz jednak w tym, że nie każdy kompromis służy stronom, a mam tu na myśli zarówno kredytobiorców, jak i kredytodawców. Na wieść o projektowanych przepisach zadowolenie wyraziły wyłącznie Narodowy Bank Polski oraz Komisja Nadzoru Finansowego zaangażowane poprzez Komitet Stabilności Finansowej w tworzenie tejże nowelizacji. Próżno szukać natomiast pozytywnych opinii zarówno środowiska bankowego, jak i kredytobiorców. Okazuje się, że mimo głośnych zapowiedzi definitywnego zakończenia trwającej od kilku lat dyskusji o sposobach pomocy kredytobiorcom hipotecznym ostateczne rozwiązania cieszyć będą wyłącznie polityków, którzy w ten sposób wycofają się ze złożonych obietnic wyborczych. Tym samym trzy projekty ustaw wprost z sejmowej Komisji Finansów Publicznych trafią po wakacjach do niszczarki.

Dwa problemy frankowiczów

W prezydenckim projekcie ustawy nie znajduję form realnej pomocy kredytobiorcom. Na początek należy jednak zdefiniować, czym w ogóle są ich problemy. Otóż są dwa. Pierwszy to zbyt wysoki wskaźnik DTI (debt to income), czyli procentowy udział raty kapitałowo-odsetkowej w miesięcznym dochodzie. Drugi to zbyt wysoki wskaźnik LTV (loan to value), czyli zależność pomiędzy wartością zobowiązania kredytowego a wartością mieszkania będącego zabezpieczeniem tegoż kredytu. Innych nie ma. Wszystko jest bowiem kwestią relatywizmu. Czy ktokolwiek narzekałby na zaciągnięty kredyt w chwili, gdy wysokość raty stanowiła nieznaczną część miesięcznego dochodu, a wartość mieszkania w trudnych czasach pozwalałaby na całkowite pokrycie zobowiązania kredytowego środkami pochodzącymi z jego sprzedaży? Podejrzewam, że nie. Mamy więc do czynienia z sytuacjami, w których kredytobiorcy z różnych obiektywnych przyczyn wpadają w nierzadko czasowe tarapaty uniemożliwiające obsługę zobowiązań, a sprzedaż nieruchomości jest nieopłacalna. Na tyle nieopłacalna, że oprócz utraty częściowo spłaconego dachu nad głową powodowałaby konieczność dalszej spłaty różnicy wartości mimo problemów finansowych.

Jakie wyjście z tego typu sytuacji proponuje prezydent Duda? Otóż proponuje trzy rozwiązania, które w mojej opinii są drogie, nieskuteczne i niebezpieczne.

Wbrew logice

Niebezpieczne dlatego, że wydzielony z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców subfundusz nazwany Funduszem Wspierającym, o którym mowa w art. 1 ust. 2 projektu ustawy, zakłada udzielanie nieoprocentowanych i długoterminowych pożyczek osobom bezrobotnym, a także posiadającym zbyt niskie dochody, by obsługiwać swój dług. Pożyczka w maksymalnej wysokości 72 tys. zł udzielona może być celem spłaty 36 kolejnych rat kredytu mieszkaniowego oraz – jako drugie rozwiązanie – celem wyrównania do jej wysokości różnicy między wartością zobowiązania a uzyskaną (niższą) ceną ze sprzedaży nieruchomości. I z tym tokiem rozumowania polityków i urzędników mam problem największy. Jak można było w ogóle pomyśleć o tym, by osobie bezrobotnej, której sytuacja materialna uniemożliwia zapłatę raty za nieruchomość, w której mieszka z rodziną, udzielać 72 tys. zł pożyczki z przeznaczeniem na spłatę tych i tak już za dużych i nieobsługiwanych rat? Czy pomocą dla tych osób jest życzeniowe myślenie, że rozwiążą one samodzielnie wszelkie swoje problemy i nie dość, że staną na nogi, to jeszcze polepszą swoją sytuację względem tej wcześniejszej na tyle, by zamiast samych rat kredytu mieszkaniowego spłacać jeszcze dodatkową pożyczkę? Wpychanie potrzebujących w spiralę zadłużenia można w ogóle nazwać pomocą? To nielogiczne, nieracjonalne i jestem pewien, że nie zostanie zaakceptowane przez społeczeństwo, a prowadzić może wyłącznie do windykacji, rozwiązywania umów kredytowych i wzrostu orzeczonych upadłości konsumenckich. Słowem nieskutecznej restrukturyzacji. Dowodów na nieatrakcyjność dostarczył nam już przecież dotychczasowy kształt Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, którym brak zainteresowania wyraził się wykorzystaniem zaledwie 2 proc. z 600 mln zł środków zamrożonych przez banki.

Trudne przewalutowanie

Trzecią i ostatnią propozycją, o której mowa w art. 1 ust. 2 projektu ustawy, jest restrukturyzacja zobowiązania oparta na przewalutowaniu kredytów denominowanych lub indeksowanych do waluty innej niż waluta, w której kredytobiorca uzyskuje dochód. Pierwszą z istotnych cech rozwiązania jest jego dobrowolność, czyli konieczność porozumienia się banku ze swoim klientem, co, jak pokazuje doświadczenie, może okazać się trudne i niedające kredytobiorcom poczucia partnerskich negocjacji. Drugą istotną cechą tego rozwiązania jest to, iż ze względu na wprowadzane w ustawie ograniczenie ilości środków przeznaczanych rocznie przez banki do kwoty około 3,2 mld zł, według wstępnych prognoz tą formą restrukturyzacji objętych będzie mogło zostać zaledwie do 10 proc. kredytobiorców rocznie, tj. nie więcej niż 80 tys. osób. A jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę prawo Komisji Nadzoru Finansowego do wskazywania grup faworyzowanych, oznacza to, że ta forma pomocy dostępna będzie dla nielicznych i nie będzie rozwiązywać rzeczywistych problemów kredytobiorców między innymi ze względu na zaledwie częściowe przewalutowanie.

Powody zamiast skutków

Wracając zatem do rzeczywistych potrzeb kredytobiorców, uważam, że ani ustawa prezydencka, ani żadna inna nie pomoże kredytobiorcom. Aż do czasu, kiedy zostaną nimi objęte wyłącznie osoby, w których życiu pojawiły się obiektywne zdarzenia losowe, takie jak utrata pracy, problemy zdrowotne, nabycie niepełnosprawności, śmierć osób bliskich czy rozwód. A także do czasu, kiedy celem poszczególnych form wsparcia będzie likwidacja i niwelowanie powodów zaprzestania spłaty. Powodów, a nie skutków. Istnieją także w mojej opinii o wiele skuteczniejsze i o wiele tańsze sposoby pomagania tym, którzy tej pomocy potrzebują. Szkoda byłoby czasu oraz tych miliardów złotych, które banki mogą stracić na szukanie skutecznych metod pomocy swoim klientom. I o ile zgadzam się w pełni, że pomoc powinna być udzielana bez względu na walutę, w jakiej kredyt został zaciągnięty, o tyle uważam, że nie każdemu wskazanemu w tej ustawie pomoc się należy. Niewłaściwe byłoby wzmacnianie postaw roszczeniowych u świadomie podpisujących umowy osób, którym spekulacyjny kredyt podoba się tylko wtedy, kiedy jest niski.

Autor jest ekspertem rynku pracy Pracodawców RP

Nieruchomości
Odszkodowanie dla Agnes Trawny za ziemię na Mazurach. Będzie apelacja
Sądy i trybunały
Wierzyciel powinien sprawdzić, czy dłużnik jeszcze żyje
Za granicą
Polacy niewpuszczeni na obchody wyzwolenia obozu w Ravensbrück
Sfera Budżetowa
Setki milionów dla TVP po cichu. Posłowie w Komisji Finansów Publicznych zdecydowali
Zawody prawnicze
Prokuratura Krajowa podjęła kolejne działania ws. Ewy Wrzosek