W niedzielę rosyjska telewizja rządowa Rossija zapowiedziała telemost pomiędzy Moskwą a Kijowem pod nazwą "trzeba porozmawiać". Z ukraińskiej strony telemost organizuje stacja NewsOne, związana z liderem prorosyjskiej partii "Ukraiński Wybór", Wiktorem Miedwiedczukiem, stronnika prezydenta Rosji Władimira Putina (prywatnie chrzestnego córki prezydenta Rosji). Lider nacjonalistycznego "Nacjonalnego korpusu" Andrij Bilecki domagał się, by prezydent Wołodymyr Zełenski niezwłocznie zabrał głos w tej sprawie. Przeciwko transmisji protestowała też partia byłego prezydenta Petra Poroszenki "Europejska Solidarność" oraz partia "Gołos" ukraińskiego piosenkarza Swiatosława Wakarczuka.

Do połączenia na żywo miało dość 12 lipca, ale w poniedziałek stacja NewsOne oświadczyła, że nie będzie uczestniczyła w realizacji telemostu z powodu "gróźb, które dostają dziennikarze i członkowie ich rodzin".

W poniedziałek głos zabrał prezydent Ukrainy, który zaapelował do wszystkich rodaków by nie "dali się sprowokować". O próbę destabilizacji sytuacji oskarżył zarówno prorosyjskie siły, jak i nacjonalistów w Kijowie. - Nie dajmy się podzielić - mówił. Zwrócił się do prezydenta Rosji Władimira Putina i zaproponował spotkanie w Mińsku z udziałem przywódców USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji. - Trzeba porozmawiać? Porozmawiajmy. O tym czyj jest Krym i o tym kogo nie ma w Donbasie - mówił Zełenski, zwrócił się do Putina za pośrednictwem Facebooka.

Cytowany przez rosyjską agencję TASS rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że propozycja prezydenta Ukrainy "zostanie rozpatrzona". - Trzeba zrozumieć jakie są perspektywy takiego spotkania i co to za nowy format. To całkowicie nowa inicjatywa - mówił.