Pokerowa zagrywka Iranu: Uderzył tak, by nie było ofiar

Ajatollahowie zagrali pokerowo. Uderzając w bazy USA w Iraku tak, aby nie było ofiar, założyli, że Trump nie odpowie.

Aktualizacja: 09.01.2020 13:41 Publikacja: 08.01.2020 19:07

Pokerowa zagrywka Iranu: Uderzył tak, by nie było ofiar

Foto: AFP

Teheran lubi dwuznaczność. Od wielu lat atakował wrogów poprzez sojusznicze jednostki paramilitarne w Libanie, Syrii, Iraku czy Jemenie. I liczył, że ewentualna zemsta również spadnie na nie. Głównym autorem tej strategii był zabity w piątek w Bagdadzie przez amerykański dron irański generał Kasem Sulejmani.

Jednak w nocy z wtorku na środę Irańczycy zdecydowali się na bezpośrednie uderzenie ze swojego kraju na dwie kluczowe amerykańskie bazy USA w Iraku. Łącznie wystrzelili 15 rakiet. Część trafiła w położoną na zachód od stolicy bazę noszącą nazwę Al Asad. Służy ona od trzech lat Amerykanom za główny punkt wypadowy do rozprawienia się z tzw. Państwem Islamskim. Druga baza w Erbilu na północy Iraku ma nie tylko kontrować wpływy Iranu w tej części Bliskiego Wschodu, lecz także umożliwia Amerykanom przeprowadzenie operacji w Syrii.

Inspektorzy zostali

Decyzję o zmianie strategii podjął osobiście najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei. Polecił wojskowym sięgnąć po najpoważniejsze aktywa, jakie mają siły zbrojne kraju: drony i pociski rakietowe. Reszta uzbrojenia, w tym lotnictwo i marynarka wojenna, wciąż zasadniczo opierają się na wyposażeniu odziedziczonym po szachu Iranu, a więc sprzed przeszło 40 lat. W minionym roku Irańczycy już pokazali, jak skutecznie potrafią wykorzystać drony i pociski rakietowe, m.in. atakując saudyjskie rafinerie. Uderzenia te nie przeprowadzały jednak bezpośrednio irańskie siły zbrojne.

Środowy atak został jednak umyślnie przeprowadzany w taki sposób, aby nie spowodować ofiar wśród żołnierzy USA i międzynarodowej koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim. Premier Iraku Adil Abd al-Mahdi przyznał kilka godzin później, że Waszyngton został uprzednio ostrzeżony o nalocie. Sam Donald Trump dwie godziny przed rozpoczęciem nalotu zebrał się w Pokoju Dowodzenia Białego Domu z najwyższymi rangą wojskowymi, aby śledzić operację.

– Wszystko w porządku. Przeprowadzamy analizę strat – napisał później na Twitterze prezydent, co przez wielu ekspertów zostało uznane za sygnał, że w oczach Waszyngtonu Iran nie przekroczył czerwonej linii, jaką byłoby zabicie amerykańskich żołnierzy lub cywilów.

Jeszcze bardziej jednoznaczny był szef irańskiej dyplomacji Mohammad Zafir, który również na Twitterze podkreślił, że Iran „zamknął" kampanię ataków na Amerykę.

– Nie chcemy ani eskalacji konfliktu, ani wojny, ale będziemy się bronić w razie ataku – podkreślił minister.

„New York Times" zacytował też dwa źródła w dowództwie Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, które zapewniły, że jeśli Ameryka nie odpowie na środowy atak, Teheran wstrzyma dalsze działania wojenne. Jednak w przeciwnym razie Teheran miałby być gotowy do „ograniczonego" konfliktu zbrojnego z Ameryką.

Innym sygnałem, że irański reżim nie chce pójść na całość, jest zgoda na pozostanie w Iranie inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MEAE). Na początku tygodnia irańskie władze zapowiedziały, że nie czują się już związane umową o rozbrojeniu jądrowym z 2015 r. i wznowią bez ograniczeń proces wzbogacenia uranu. Tylko inspektorzy MEAE mogą zweryfikować, czy za tą groźbą poszły konkretne działania.

Katastrofa samolotu

Iran nie zdecydował się także na atak w cyberprzestrzeni strategicznych obiektów USA, czego jeszcze we wtorek obawiał się Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

– Irańczycy chcą uniknąć bezpośredniej konfrontacji z Ameryką, bo wiedzą, że to doprowadzi do zniszczenia ich potencjału wojskowego – uważa Jon Alterman, dyrektor działu bliskowschodniego waszyngtońskiego Centrum Międzynarodowych Studiów Strategicznych (CSIS).

Mimo wszystko prezydent Hasan Rouhani podkreślił, że „ostatecznym celem Iranu jest całkowite wyrzucenie Stanów Zjednoczonych z Bliskiego Wschodu".

Na razie w żaden sposób się na to jednak nie zanosi. Przeciwnie, Donald Trump, który jeszcze kilka tygodni temu rozważał zasadnicze ograniczenie amerykańskiego kontyngentu nie tylko w Syrii, ale i Iraku w związku z niemal całkowitym zlikwidowaniem tzw. Państwa Islamskiego, teraz musi z takiej ewakuacji zrezygnować, aby nie sprawić wrażenia, że ugina się pod naciskiem Teheranu.

– W pewnym momencie będziemy chcieli się wycofać. Ale to nie jest dobry moment – powiedział prezydent. – Taka ewakuacja byłaby teraz najgorszą rzeczą, jaka mogłaby spotkać Irak – dodał. W weekend na wniosek irackiego premiera parlament w Bagdadzie przegłosowali uchwałę o wyrzuceniu liczącego 5,2 tys. żołnierzy amerykańskiego kontyngentu z Iraku, lecz w dokumencie nie ma żadnej daty.

Mimo wszystko z własnej inicjatywy Niemcy ewakuowali 100 żołnierzy stacjonujących w irackim Kurdystanie, a Kanadyjczycy przerzucili 500 wojskowych do Kuwejtu.

W środę nad ranem, kilka godzin po ataku w Iraku, doszło w Teheranie do katastrofy samolotu ukraińskich linii lotniczych, w którym zginęli wszyscy pasażerowie – 170 osób. Maszyna spadła dwie minuty po starcie ze stołecznego lotniska. Początkowo władze w Kijowie podały, że przyczyną była awaria silnika, później wycofały się z tego oświadczenia i przyznały, że prowadzone jest śledztwo w sprawie możliwego „zewnętrznego czynnika", który mógłby doprowadzić do dramatu. Na pokładzie boeinga 737-800 było m.in. 82 Irańczyków i 63 Kanadyjczyków. Inne linie lotnicze, w tym LOT, już kilka dni temu wstrzymały przeloty nad irańską przestrzenią powietrzną w obawie, że wojska rakietowe pomylą samoloty pasażerskie z jednostkami wojskowymi. Iran odmówił przekazania czarnych skrzynek samolotu.

Teheran lubi dwuznaczność. Od wielu lat atakował wrogów poprzez sojusznicze jednostki paramilitarne w Libanie, Syrii, Iraku czy Jemenie. I liczył, że ewentualna zemsta również spadnie na nie. Głównym autorem tej strategii był zabity w piątek w Bagdadzie przez amerykański dron irański generał Kasem Sulejmani.

Jednak w nocy z wtorku na środę Irańczycy zdecydowali się na bezpośrednie uderzenie ze swojego kraju na dwie kluczowe amerykańskie bazy USA w Iraku. Łącznie wystrzelili 15 rakiet. Część trafiła w położoną na zachód od stolicy bazę noszącą nazwę Al Asad. Służy ona od trzech lat Amerykanom za główny punkt wypadowy do rozprawienia się z tzw. Państwem Islamskim. Druga baza w Erbilu na północy Iraku ma nie tylko kontrować wpływy Iranu w tej części Bliskiego Wschodu, lecz także umożliwia Amerykanom przeprowadzenie operacji w Syrii.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 787
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786