#RZECZoBIZNESIE: Władysław Grochowski: Buduję kolekcję i działam na emocjach

Za kilka lat chcemy być największą polską siecią hotelową. Jeśli nie największą, to na pewno najbardziej oryginalną – mówi prezes Grupy Arche Władysław Grochowski, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 10.07.2018 20:05 Publikacja: 10.07.2018 19:19

#RZECZoBIZNESIE: Władysław Grochowski: Buduję kolekcję i działam na emocjach

Foto: tv.rp.pl

Rz: Grupa Arche oprócz deweloperki m.in. restauruje stare pałace i zamienia je w hotele. Skąd zamiłowanie do takich obiektów?

To zawsze było moje marzenie. Po kilku projektach nauczyliśmy się tego i powstają kolejne. W tym momencie robimy szósty taki obiekt. Nazywamy to kolekcją, obiekty muszą być różne. Jest pałac, zamek, fabryka papierosów. Wszystko zabytkowe. Są koszary w Górze Kalwarii, cukrownia Żnin. W przygotowaniu dwór w Gdańsku i klasztor we Wrocławiu.

Musi to kosztować więcej niż budowa nowych hoteli. To dobry biznes?

Na pewno jest to ciekawy biznes. Dla mnie zawsze celem była ciekawa praca, a nie zarabianie pieniędzy. Tak uczę swoich ludzi i to nas wciąga. Ale i wizerunkowo jest to dobre.

Rekompensuje wyższe koszty?

Można przyjąć, że te koszty są średnio wyższe o 50 proc. Myślę, że w przyszłości też zarobimy. Na szczęście banki dają nam kredyty, nawet na takie hotele.

Jak pan wyszukuje kolejne obiekty?

Dostajemy bardzo dużo ofert, bo zaistnieliśmy w Polsce i mogę już wybierać. Mamy pięć obiektów funkcjonujących, dwa w budowie, a kilka przygotowujemy. Wybór to najczęściej przypadek. Działam na emocjach i nie wstydzę się tego. Emocje na razie mnie nie zawodzą. Jak kupowaliśmy cukrownię Żnin, to pojechałem tam, bo chciałem zobaczyć XIX-wieczną cukrownię. Wzięliśmy to, bo inaczej poszłoby do wyburzenia. Nikt tego nie chciał kupić. Właśnie takich obiektów szukamy, których nikt inny nie chce.

Inwestorzy boją się konserwatorów zabytków.

Zetknąłem się z takimi problemami i na początku było to zdecydowanie trudniejsze. Przy odbudowie zamku w Janowie Podlaskim i przekształcaniu go w hotel rozmowy trwały długo. Przez ten czas wymieniłem trzech architektów, ale w końcu dogadaliśmy się. Pod koniec, kiedy konserwator zobaczył, co robimy, było już dobrze. W naszych budynkach wprowadzamy nowoczesne elementy, nie robimy kopii, ale wiele elementów zostawiamy, żeby utrzymać klimat miejsca. Teraz bardzo dobrze współpracuje mi się z konserwatorami.

Nocowanie w pałacu działa jak magnes? Kim są klienci?

Jest grupa klientów indywidualnych oraz firmowych. Zarabiamy głównie na firmach. Zawsze staramy się, żeby obiekty były duże i można było zbudować sale konferencyjne, bo organizowanie konferencji to coraz ważniejszy element tego biznesu. Zmienia się też świadomość klientów. Ludzie potrzebują przeżycia, emocji, wartości. Tacy są nasi klienci. Ogólnie w przypadku naszych inwestycji jest dużo lepiej, niż zakładaliśmy, lepiej niż w biznesplanach.

Czyli za klimat i stare mury można zaoferować wyższe stawki. Ale jak sobie radzić z sezonowością? To problem polskich hotelarzy nr 1.

Dlatego robimy kolekcję różnych obiektów. Dzięki temu sezon nam się rozciąga. Kiedyś były tylko wakacje, teraz sezon trwa zdecydowanie dłużej. Mamy cel i motywację, żeby ofertę rozłożyć na cały rok. Wprowadzamy różne ambitne działania marketingowe. Obecnie wprowadzam dodatkowo muzeum Arche. Przy każdym hotelu zlokalizowanym w pałacu mamy jakieś wykopaliska. Będzie też akademia Arche z różnymi zajęciami dla młodych ludzi, czy coś takiego jak olimpiada rodzinna. 2 września organizujemy triatlon od Janowa do Drohiczyna.

Duża część klientów to biznes?

Przy konferencjach to ok. 70 proc. Ci klienci dobrze płacą. Konferencje są duże, nieraz kilkudniowe. Często są to grupy 400–800-osobowe.

Macie też klientów zagranicznych?

Mamy. Są np. zagraniczne wesela, na które mamy bardzo dobrą ofertę. Do Łochowa niedaleko Warszawy specjalnie przeniosłem stary zabytkowy kościół z okolic Terespola.

Sprzyja panu boom w polskiej turystyce?

Oczywiście. Jest coś takiego jak przemysł czasu wolnego. Intensywnie pracujemy, ale musimy się gdzieś wyrwać, do natury i zieleni. Widzę w tym duże perspektywy. W pierwszym momencie zachłysnęliśmy się turystyką egzotyczną, ale człowiek potrzebuje czegoś ambitniejszego. My mamy świadomego gościa.

Ile hoteli chce pan jeszcze otworzyć?

W tej chwili mamy dziesięć hoteli, z czego dwa zaczęły działać w ostatnich dniach. To także bardziej standardowe obiekty, nie tylko zabytkowe. W tym roku otworzymy jeszcze trzy duże hotele. W przygotowaniu mamy kilkanaście, a kilka już w budowie.

Skupia się pan na Polsce wschodniej?

Bo jest mi najbliższa, tu mieszkam. Jednak działamy w całej Polsce.

Jakie były początki?

Pierwszy obiekt był w Siedlcach, mały przemysłowy biurowiec. Nie wiedziałem, co z nim zrobić. Przerobiłem go na hotelik, miał tylko 33 pokoje. Na tym nauczyliśmy się biznesu. Później był pałac w Łochowie i kolejne. Teraz to już leci i daje mi dużo satysfakcji. Na początku myśleliśmy, żeby to robić z jakąś siecią.

To by wam napędziło klientów, zwłaszcza zagranicznych.

Moi klienci cieszą się, że jesteśmy polską firmą. W tym widzę potencjał. Musimy sobie poradzić z wielkimi sieciami. Teraz robimy własną. Na początku każdy z dyrektorów miał większą swobodę, ja się przyglądałem, uczyłem od nich.

Nie wierzy pan, że boom hotelowy się skończy w najbliższym czasie? Nie buduje się za dużo hoteli?

Na to się nie zanosi. Przemieszczamy się coraz łatwiej i chętniej. Firmy rosną. W Polsce jest coraz większa potrzeba budowy miejsc hotelowych i mieszkań na wynajem.

Ale zaskakująco dużo hoteli ma problemy finansowe.

Trochę spatynowanych hoteli zostało jeszcze po komunie i mają problemy. Albo indywidualni inwestorzy wybudowali jeden obiekt i myśleli, że będą dobrze funkcjonować. Albo nie umieją zarządzać.

Jakie macie wyniki finansowe?

Średniorocznie mamy ponad 300 mln zł sprzedaży. Rośniemy ok. 20 proc. rocznie jako całość. Grupa jest na dużym plusie.

Jaka jest rentowność w przypadku hoteli?

Dyrektorzy mają założenie, żeby była 10-proc. stopa zwrotu.

W branży deweloperskiej, w której też działacie, marże są jeszcze wyższe. Mamy hossę.

Budujemy rocznie 800–1000 mieszkań, głównie w Warszawie, Piasecznie i Łodzi. Nie wszyscy deweloperzy będą jednak rośli. Dlatego mamy drugą nogę, hotelarską. Jest jeszcze trzecia, gastronomia, jedzenie na wagę. Tu jest w ogóle najlepsza stopa zwrotu. „Kuchnia za ścianą" w Warszawie ma 15 lokali.

Ma pan chyba jeszcze czwartą nogę. To hodowla danieli.

To działalność bardziej dla satysfakcji.

Największy problem branży deweloperskiej i hotelowej to brak pracowników. Jak sobie z tym radzicie?

Im większe problemy, tym lepiej się w nich poruszam. Bardzo się cieszę, że w końcu dotarliśmy do czasów, kiedy trzeba zadbać o pracownika. Pracownik musi być doceniany. On jest ważniejszy ode mnie w firmie. Co ja bym bez nich zrobił? Raz na parę tygodni przyjeżdżam do obiektu. Każdy szeregowy pracownik ma do mnie telefon.

Ale musi się pan posiłkować cudzoziemcami...

Oczywiście. Rząd powinien wykorzystać okazję i sprowadzić dodatkowo kilka milionów pracowników z Ukrainy, razem z rodzinami. To by nam rozkręciło gospodarkę.

Jak finansujecie inwestycje?

Kapitał jest mieszany. Mamy kredyty, bo banki dają je nam dosyć chętnie. Cukrownię Żnin chce finansować kilka banków. Mamy wyemitowane obligacje. Sprzedajemy hotele w systemie condo. Na każdy mamy zorganizowany kredyt. Jeżeli są klienci w systemie condo, to wyprzedajemy i spłacamy kredyt.

Co jest kluczowe w prowadzeniu hotelu? Pomysł? Lokalizacja? Pilnowanie kosztów?

Wszystkie elementy są ważne. Najważniejszy jest pomysł. Na każdy nowy hotel muszę mieć jakiś pomysł.

Gdzie Arche będzie za kilka lat?

Nie stawiamy sobie konkretnych celów. Oczywiście za kilka lat chcemy być największą polską siecią hotelową. Jak nie największą, to na pewno najbardziej oryginalną. Na koniec roku będziemy mieć ok. 2 tysięcy pokoi, ale w budowie i przygotowaniu jest kolejne 3 tysiące. Chcielibyśmy zarządzać pierwszym hotelem za wschodnią granicą: na Białorusi lub Ukrainie. „Kuchni za ścianą" powinno być co najmniej 100, a mieszkań chcemy budować ok. tysiąca rocznie. No i oczywiście firmą powinno już zarządzać następne pokolenie, bo ja jestem już w wieku emerytalnym.

CV

Władysław Grochowski, prezes grupy Arche, założył ją w 1991 roku. Wcześniej studiował na Wydziale Operatorskim łódzkiej Filmówki, prowadził gospodarstwo ogrodnicze i przez dwie kadencje był wójtem gminy Trzebieszów w woj. lubelskim. „Rzeczpospolita" nagrodziła Arche Indeksem Patriotyzmu Polskiego Biznesu.

Rz: Grupa Arche oprócz deweloperki m.in. restauruje stare pałace i zamienia je w hotele. Skąd zamiłowanie do takich obiektów?

To zawsze było moje marzenie. Po kilku projektach nauczyliśmy się tego i powstają kolejne. W tym momencie robimy szósty taki obiekt. Nazywamy to kolekcją, obiekty muszą być różne. Jest pałac, zamek, fabryka papierosów. Wszystko zabytkowe. Są koszary w Górze Kalwarii, cukrownia Żnin. W przygotowaniu dwór w Gdańsku i klasztor we Wrocławiu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu