Nikt nie miał wątpliwości, że będzie to dla PiS instrument polityczny. Ale skrupulatność i konsekwencja przewodniczącej Małgorzaty Wassermann zdawała się gwarantować, że będzie to narzędzie skuteczne. Ta gwarancja jest już raczej nieaktualna.
Główny cel działania komisji to przede wszystkim przedstawienie końcowego raportu, który przekonałby opinię publiczną, kto był winien i ponosi polityczną odpowiedzialność za wielką aferę. Raport miał zaś być gotowy pod koniec października lub na początku listopada. Potem – na początku grudnia. Mamy już przedświąteczny tydzień, a nie dość, że raportu nie ma, to przewodnicząca komisji zapowiada, że dokument pojawi się na koniec kadencji. Powodem mają być nowe informacje i dokumenty. Jakie? Tego nie wiadomo, bo wszystko jest okropnie tajne.