Żołnierze walczący w irackiej prowincji Anbar nazwali swojego dowódcę „wściekłym psem" („mad dog"), tak wielka była jego odwaga w walce z wrogiem. Mattis kiedyś nawet posunął się do stwierdzenia, że „zabijanie jest przyjemne" (potem za to przeprosił).

Ale to tylko jedna cecha jego osobowości. Inną są szerokie horyzonty (kazał czytać swoim podwładnym Marka Aureliusza) i gotowość do trzymania się zasad. W czasie kampanii wyborczej i już po jej zakończeniu Mattis otwarcie sprzeciwił się wielu tragicznym pomysłom Trumpa. Powiedział przyszłemu prezydentowi, że powrót do praktyki torturowania podejrzanych o terroryzm nie ma sensu (więcej się osiągnie, dając im papierosa), a wprowadzenie całkowitego zakazu wjazdu do USA muzułmanów będzie miało fatalne skutki dla amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Generał uznał także, że wycofanie się Ameryki z umowy z Iranem, co zapowiadał Trump, jest „nierealne" i lepiej skoncentrować się na zmuszeniu Teheranu do wypełnienia zawartych w niej zobowiązań. I, co dla nas najważniejsze, Mattis ostrzegł, że relatywizowanie przez Trumpa gwarancji bezpieczeństwa udzielonych krajom NATO jest „niepoważne", a Stany Zjednoczone nie mogą w dzisiejszym świecie ulec pokusie izolacjonizmu.

Senator John McCain już zapowiedział, że w czasie przesłuchań w Kongresie poprze kandydaturę Mattisa. To ważna rekomendacja. Nie wiemy, czy polityk z Arizony i inni czołowi republikanie wymusili na Trumpie nominację „mad doga" czy to sam prezydent wpadł na ten pomysł. Ale najważniejsze jest, że w dzisiejszej coraz bardziej zdominowanej przez populistów polityce wciąż jeszcze na ważne stanowiska trafiają poważni ludzie.