Maszerujący razem żołnierze polscy i litewscy, morze białoruskich flag zdelegalizowanych przez Łukaszenkę, prezydenci Litwy i Polski Gitanas Nauseda i Andrzej Duda wciąż obok siebie, skupieni w katedrze – te obrazy robią wielkie wrażenie, przykuwają uwagę milionów.

Tak było 22 listopada w litewskiej stolicy, gdzie odbyły się uroczystości pochowania szczątków powstańców styczniowych straconych przez Rosjan. Konstanty Kalinowski i Zygmunt Sierakowski są bohaterami kilku narodów, nie ma się co licytować, którego bardziej. Było to święto litewsko-polsko-białoruskie, kolejność można zresztą dowolnie zmieniać i dodać jeszcze jakiś element.

Wspólnotę Litwinów i Polaków, a także innych w tym trudnym regionie – Białorusinów, Ukraińców, Łotyszy – widać najlepiej, gdy spojrzy się na wiek XIX, gdy nie było nas na mapie. To, co utrudniało relacje, czy wręcz je zamroziło, wiązało się głównie z historią ubiegłego stulecia. Polityka historyczna zazwyczaj jest skierowana przeciw innym, a tym innym jest najczęściej sąsiad; karmi się ona męczeństwem, ale też konfliktem, sporem. Tym razem mieliśmy przykład polityki historycznej, która sąsiadów łączy.

Uroczystości w Wilnie pokazały, że atmosfera w stosunkach między Litwą i Polską jest bardzo dobra. Poprawia się od kilku lat, od kiedy premierem został Saulius Skvernelis. PiS w swoim programie uznaje Litwę za jednego z trzech najważniejszych partnerów w Europie, a jest to przecież najmniejszy z naszych siedmiu sąsiadów. Zmieniają się też Polacy na Litwie, a to ich problemy wpływały na stan wzajemnych stosunków. Pojawiły się nowe prądy wśród polskich elit, a polska partia AWPL jest w rządzie litewskim, gdzie ma dwa ważne resorty.

Doświadczenie podpowiada, by ostrożnie wychwalać stosunki polsko-litewskie. Piątkowe uroczystości napawają optymizmem. Nie zmarnujmy tego – i my, i Litwini.