Ta wypowiedź była samobójcza i kilka miesięcy później doprowadziła do klęski wyborczej SLD, mimo że były premier miał rację.

Jego słowa można by jednak dziś powtórzyć w związku z wypadkiem premier Beaty Szydło. Okazuje się bowiem, że nowiusieńka (przyjęta do służby raptem kilka tygodni przed wypadkiem) limuzyna BOR nie miała ubezpieczenia AC. W przypadku pojazdu wartego, bagatela, 2,5 miliona złotych może być to poważny problem.

Rzeczywiście OC i AC niedawno radykalnie podrożało, więc po ludzku można by zrozumieć oszczędność rządu. Sęk w tym, że BOR rzadko kiedy wykupuje polisy autocasco do limuzyn przeznaczonych dla polityków, ponieważ samochody te powinny być nieustannie strzeżone. Dlatego też taki wóz trudno ukraść, choć słynni polscy autozłodzieje pewnie daliby sobie z nim radę. Ale AC przydaje się nie tylko w przypadku kradzieży, lecz też wypadku. Zgodnie z procedurami jednak wypadek z udziałem VIP-a nie ma prawa się zdarzyć. A jeśli się zdarzy? Wtedy pojawia się kłopot.

Czy o winie kierowcy seicento nie przesądzono natychmiast, by nową limuzynę kupić z jego ubezpieczenia? Wszak dwa lata temu orzeczono winę za spowodowanie wypadku Natalii Arnal... na której pierwszeństwo wymusiła limuzyna Bronisława Komorowskiego. Stwierdzenie winy kierowców BOR byłoby bowiem nie tylko prestiżową klęską tej służby, ale też finansową katastrofą.