„Jestem najbardziej atakowanym przez stare układy politykiem młodego pokolenia. To cena, którą płacę za otwartą walkę o silną Polskę" – napisał w dość płaczliwym tonie na Twitterze wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz. Chodzi o materiał „Superwizjera" TVN, w którym oskarża się byłego lidera Młodzieży Wszechpolskiej o osobisty udział w fałszowaniu podpisów przy wyborach samorządowych w 2014 r. Zarzut jest sam w sobie dość poważny, ale nie to jest najbardziej bulwersujące w ustaleniach dziennikarzy. „Superwizjer" pokazał mechanizm, dzięki któremu władza może chronić swoich ludzi przed jakimikolwiek działaniami prokuratury. Oczywiście jeśli tej w ogóle przyjdzie do głowy, by człowieka władzy ścigać.

Przewlekanie postępowań, umarzanie śledztw mimo oporu śledczych mających dowody lub chcących je pozyskać np. w wyniku przeszukania – to wszystko jak najgorzej świadczy o pracy Ministerstwa Sprawiedliwości, ale jest także odwzorowaniem układu panującego w całym państwie.

Młodzieńcy z mieczykami Chrobrego, skandujący „Polska dla Polaków", to ludzie, którzy lubią chodzić na skróty. Służą im do tego często własne pięści, czasem maczety. Także przy tamtych wyborach, do których bez sukcesu prowadził ich Andruszkiewicz, chcieli pójść na skróty, co w sumie jest pocieszające, bo jeśli narodowcy mają kłopoty z zebraniem 10 000 podpisów w Białymstoku, to znaczy, że nie jest jeszcze tak źle z mieszkańcami stolicy Podlasia. Problem zacznie się wtedy, kiedy do chodzenia na skróty posłuży tym środowiskom całe państwo. Jak to się może stać? Bardzo prosto: wiceminister Andruszkiewicz dostał już pierwszy przyczółek – stołek wiceszefa resortu cyfryzacji. Ciekawe, jakich skrótów dzięki temu dokona.