Dopóki Zachód zastanawia się nad wprowadzeniem personalnych sankcji wobec Łukaszenki, w białoruskich więzieniach na wieloletnie wyroki czekają czołowi opozycjoniści, reżim uderza w kolejnych przeciwników, dziennikarzy, strajkujących robotników, a nawet studentów, który rozpoczęli rok akademicki od protestów. Kilkoro moich przyjaciół przeszło przez areszty w ostatnich tygodniach, niektórzy siedzą do dziś, w tym lider białoruskich chadeków Paweł Siewiaryniec, na którego od niemal trzech miesięcy w domu czeka żona i malutki synek.
Na Białorusi już chyba nie pozostało takich, którzy nie mieli w swojej rodzinie lub wśród swoich znajomych czy sąsiadów, represjonowanych. Padły nawet strzały, kilka osób zgineło, niektórzy zaginęli bez śladu, ponad 450 osób torturowano (raport ONZ), ale tego wciąż jest zbyt mało by Zachód poważnie zwrócił uwagę na Białoruś i odważył się wyjść poza granice „stanowczych potępień” czy „zdecydowanych reakcji”.
- Czy Zachód nam pomoże – pytają mnie codziennie moi znajomi z różnych zakątków Białorusi. A tymczasem Zachód kończy budowę Nord Stream 2, inwestycję, która będzie zasilała dyktaturę Łukaszenki poprzez dyktaturę Putina.
- Będziemy walczyć o to, by Białoruś uwolniła się od tyranii – powiedział jeszcze w 2004 roku senator John McCain. To m.in. dzięki niemu w USA pojawił się dokument, który przez wiele lat wyznaczał kierunek amerykańskiej polityki wobec Łukaszenki – Akta o demokracji na Białorusi (The Belarus Democracy Act of 2004). Waszyngton domagał się zaprzestania represji, wyzwolenia więźniów politycznych, wyjaśnienia losu porwanych w 1999-2000 opozycyjnych polityków i dziennikarza oraz przeprowadzenie wolnych wyborów. Ale nie skończyło się jedynie na apelach.
W latach 2007-2008 prezydent George W. Bush wprowadził bolesne sankcje gospodarcze wobec wielu białoruskich przedsiębiorstw, w tym koncernu Biełnieftiechim (rafinerie w Mozyrzu i Nowopołocku), który jest fundamentem gospodarki Łukaszenki. Mińsk protestował, głośno machał szabelką, a nawet prosił o pomoc dyplomatyczną wschodniego sąsiada. Wszystko na nic. Prezydent Bush nie ustępował. 1 sierpnia 2008 roku osobiście spotkał się z Olgą Kazuliną i zabrał głos w sprawie wsadzonego w 2006 roku do więzienia jej ojca - rywala Łukaszenki Aleksandra Kazulina, byłego rektora Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, który odważył się rzucić rękawicę reżimowi. Kilka tygodni później Kazulina uwolniono.
- Tylko sankcje sprzyjają temu, by na Białorusi jakikolwiek sposób poprawiła się sytuacja. Przynajmniej nie ma więźniów politycznych. Gdyby, jak mówił Bush, do twardego stanowiska USA dołączyła Unia Europejska, u nas (red. na Białorusi) wszystko byłoby dobrze –relacjonowała w rozmowie z Charter97.org Olga Kazulina już po kolejnym spotkaniu (w grudniu 2008) z amerykańskim prezydentem. Straciła matkę, ponieważ Iryna Kazulina nie doczekała się uwolnienia męża. Byłego już rektora wypuścili z więzienia na chwilę by mógł uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, odbywały się w mińskim kościele św. Szymona i Heleny, który dzisiaj w 2020 roku również znalazł się pod walcem represji.