Nowelizacji ustawy o IPN nie można chyba z niczym porównać, jeśli chodzi o szkody wyrządzone polskiej racji stanu. Kiedyś te wydarzenia staną się pewnie symbolem niewyobrażalnej niekompetencji w budowaniu relacji z innymi narodami, a także nieudolności w walce o wizerunek Polski. Symbolem tego, jak można dobrymi intencjami przy równoczesnym ignorowaniu wszelkich rad i ostrzeżeń doprowadzić do jednego z poważniejszych kryzysów po 1989 roku.

Dość szybko, bo już pod koniec czerwca 2018 roku, w ciągu kilku godzin parlament przyjął ustawę, która kasowała fragment nowelizacji, jaki doprowadził do konfliktu z Izraelem i USA. Tego samego dnia ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda. Ale oprócz przepisów dotyczących pamięci o Holokauście w ustawie znalazły się zapisy, które doprowadziły do kryzysu w relacjach z Kijowem.

W czwartek Trybunał Konstytucyjny podzielił zdanie prezydenta Dudy, który w swej skardze uznał przepisy ustawy o IPN w zakresie zbrodni „ukraińskich nacjonalistów” za nieprecyzyjne i wyrzucił to sformułowanie z feralnej nowelizacji. Niecałe pół godziny po ogłoszeniu decyzji TK prezydent Ukrainy Petro Poroszenko wyraził radość z wyroku i podziękował swemu polskiemu odpowiednikowi za zaskarżenie przepisów. „Dalej pracujmy nad wzmocnieniem polsko-ukraińskiego partnerstwa” – napisał na Twitterze.

Bo w przeciwieństwie do części dotyczącej Holokaustu, gdzie intencją była walka z bardzo krzywdzącym dla naszej racji stanu sformułowaniem o polskich obozach, w części ukraińskiej chodziło o puszczenie oka do dość radykalnie nastawionych środowisk narodowych i kresowych, co jednak tylko pogłębiło kryzys w sporze z Kijowem o pamięć.

Decyzja TK oznacza, że Polska wykonała przyjazny gest mający na celu poprawę relacji z Ukrainą. Nieprzychylnych ruchów ze strony ukraińskiej było sporo, czas więc na gest ze strony Kijowa.