To prawda, że to dotychczasowy upór Hanny Gronkiewicz-Waltz, by nie upamiętniać tych, którzy zginęli 10 kwietnia 2010 r., sprawił, że PiS ucieka się teraz do fortelu. Tylko że ten fortel oburzył nawet wielu sympatyków prawicy, o czym może się przekonać każdy, kto śledzi media społecznościowe. Wielu niezdecydowanych wyborców może uznać, że skoro PiS, nie mając władzy w stolicy, „jedzie po bandzie”, to co dopiero będzie się dziać, gdy władzę w stolicy uzyska. Spór o smoleński monument może być jednym z najważniejszych tematów zbliżającej się kampanii.

Patrząc jednak na samą Platformę, może się wydawać, że na zwycięstwie w Warszawie nikomu szczególnie nie zależy, no może poza samym Rafałem Trzaskowskim. Ale jak zauważył lider SLD Włodzimierz Czarzasty – młody polityk wciąż nie przekonał warszawiaków, dlaczego mają zagłosować akurat na niego. Być może to za surowa ocena, faktem jednak jest, że rozmawiając z politykami PO, można odnieść wrażenie, że uważają, iż Warszawa się im po prostu należy (podobne przekonanie towarzyszyło trzy lata temu kandydującemu na prezydenta Bronisławowi Komorowskiemu).

Do tego władze PO chyba nie do końca rozumieją, dlaczego największej partii opozycyjnej ufa mniej niż 20 proc. wyborców. Platformie wciąż nie udało się zerwać z wizerunkiem ugrupowania, za którego rządów dochodziło do wielkich afer. Choć Grzegorz Schetyna zapowiedział walkę o odzyskanie zaufania Polaków, przez ostatnie dwa lata PO zajmowała się głównie opowiadaniem o strasznym PiS... W efekcie tego poparcie dla tej partii wynosi dziś kilkanaście procent, a dla PiS – niemal 50.

Jeśli Platforma nie zmieni swej strategii, to Trzaskowski zapłaci rachunek za 12 lat rządów Gronkiewicz-Waltz w stolicy. A PO ponownie odpowie za błędy, które popełniła podczas ośmiu lat rządów w Polsce.