Nie chciałbym być w skórze członków Rady Polityki Pieniężnej. Oto bowiem z jednej strony dane napływające z gospodarki pokazują, jak wspaniale rozwija się popandemiczne ożywienie, któremu w myśl hipokratejskiej zasady przede wszystkim należy nie szkodzić. Z drugiej jednak dane podane właśnie przez GUS są dowodem poważnej wpadki z przestrzeleniem inflacyjnego celu NBP wynoszącego 2,5 proc. (z dopuszczalnym odchyleniem +/- 1 pkt proc.).
Wskaźnik wzrostu cen w maju skoczył do 4,8 proc. z 2,4–2,6 proc. w okresie od grudnia do lutego, i niebezpiecznie zbliżył się do psychologicznej granicy 5 proc. Bank centralny może się oczywiście pocieszać, że inflację nakręcają żywność, energia czy śmieci, a więc czynniki poza zasięgiem polityki pieniężnej. Ale faktem jest, że rośnie też ta jej miara, na którą RPP ma wpływ, czyli tzw. inflacja bazowa, i sięga już 4 proc.
Nic przy tym nie wskazuje na to, by presja na wzrost cen szybko zelżała. Braki materiałowe przy eksplodującym popycie w eksporcie i coraz bardziej ożywiającym się popycie krajowym sprawiają, że drożeją wyroby przemysłowe. Inflacja w cenach producentów („na bramie fabryki") wyniosła według szacunków ekonomistów PKO BP 6,5 proc. Spodziewają się, że latem skoczy do 10 proc. Takich podwyżek handel nie weźmie na siebie. Co prawda firmy wobec kurczących się wolnych mocy produkcyjnych zaczęły inwestować, ale nim nowe maszyny pójdą w ruch, podaż dalej nie będzie nadążać za popytem, a to paliwo dla wzrostu cen.
Co może zrobić gołębia dotąd Rada, by zareagować na wzrost inflacji, a jednocześnie nie zgasić koniunktury? Przekroczyć Rubikon i dokonać choćby symbolicznej podwyżki głównej stopy procentowej z 0,1 proc. do 0,2 proc. Taki sygnał psychologicznej gotowości nie zgasi rozkręcającej się koniunktury, ale pokaże opinii publicznej, że Rada nie będzie stać z bronią u nogi, gdyby dotychczasowe oczekiwania na samoistne wygaszenie nadmiernej inflacji okazały się płonne.
To bardzo ważne, bo banki centralne w gruncie rzeczy zarządzają oczekiwaniami inflacyjnymi obywateli. Te co prawda ostatnio w Polsce w zaskakujący sposób spadły (dobry nastrój z powodu powrotu do normalności?), ale nie łudźmy się – gdy Polacy już odwiedzą fryzjera, ulubioną knajpkę i zamówią kwaterę nad polskim morzem, dotrze do nich, że jest drożej. Jeśli oczekiwania inflacyjne wzrosną, a co gorsza się utrwalą, możemy wejść w nieprzyjemną spiralę: wyższe ceny – żądania podwyżek płac – wyższe koszty firmy – wyższe ceny itd. Dlatego tak ważne jest przekonanie, że bank centralny i RPP są gotowe zrobić wszystko, by urwać łeb hydrze inflacji.