To już koniec recesji – ogłosili ekonomiści po publikacji danych gospodarczych dotyczących I kwartału tego roku. Okazało się, że choć ze względu na pandemiczne obostrzenia PKB spadł w porównaniu z ubiegłym rokiem, to jednak załamanie nie było głębokie. Powiało optymizmem. Analitycy podnoszą więc swoje prognozy, spodziewając się, że w II kwartale PKB będzie rósł nawet w tempie dwucyfrowym, a w całym 2021 r. – ponad 5 proc.

Czy można w takim razie powiedzieć, że nic się stało? Że pandemia nie wyrządziła naszej gospodarce żadnej szkody? Odpowiedź nie jest niestety jednoznacznie pozytywna, choć trzeba przyznać, że nie jest aż tak tragicznie źle. Z jednej strony polski przemysł, w tym eksport, znakomicie wpisał się pandemiczne trendy, bo okazało się, że wytwarzamy w Polsce akurat to, czego potrzebowali globalni konsumenci i producenci.

Z drugiej strony sektor usług dla ludności został podczas lockdownów po prostu zmasakrowany i nawet po zniesieniu restrykcji szybko nie wróci do siebie. Widać to po pustych lokalach wzdłuż ulic polskich miast, ale też w statystykach upadłości i bankructw. Tu odbudowa potrwa zapewne kilka lat.

Cieniem na naszym codziennym życiu może się położyć także podwyższona inflacja, zjadająca oszczędności i podwyżki płac, czy nowe zjawisko ukrytego bezrobocia w rolnictwie (co wynika z ucieczki na wieś osób, które straciły pracę w mieście). Wielkim znakiem zapytania jest kondycja finansów publicznych i ogromny dług, który zaciągnęliśmy na walkę z kryzysem, a który wcześniej czy później trzeba będzie zacząć spłacać.

Pewne jest, że nasza gospodarka nie wychodzi z kryzysu zdrowsza, niż była, ani że nie zniknęły wielkie wyzwania, które stały przed nami rok temu. Takie jak zielona transformacja, technologiczna rewolucja na rynku pracy czy konieczność dołączenia do wyścigu najbardziej innowacyjnych i konkurencyjnych gospodarek świata. Czy Polski Ład albo program wykorzystania Funduszu Odbudowy, to recepta na te wyzwania?