Sytuacja była szczególna, bo w historii demokratycznej Hiszpanii jeszcze nigdy oczekujący na wyrok więźniowie nie zostali zaprzysiężeni na posłów. Sąd Najwyższy zgodził się jednak na takie rozwiązanie wobec pięciu działaczy niepodległościowych: poza Junquerasem także Josepa Rulla, Jordi Sancheza, Jordi Turulla i Raula Romevy (ten ostatni został senatorem). Otrzymali prawo do udziału w ceremonii zaprzysiężenia parlamentu, choć pod dyskretnym nadzorem policji. Nie jest też jasne, czy będą mogli brać udział w kolejnych sesjach Kortezów.
Sanchez nie chciał pierwszy podać ręki Junqueresowi, jak mówi, „aby nie wprawić go w zakłopotanie". Katalończyk, podobnie jak jego koledzy, oczekuje na wyrok (ma zapaść w czerwcu) za organizację referendum niepodległościowego w 2017 r. i próbę rozbicia państwa. Może go to kosztować nawet 30 lat więzienia.
Jednak kiedy Junqueras przechodził koło ławy rządu, sam pierwszy wyciągnął rękę do Sancheza. Jak relacjonuje rzecznik IR, choć rozmowa między politykami trwała kilka sekund, była znacząca. Ustalili, że „trzeba rozmawiać".
Spodziewano się, że w wyborach 28 kwietnia wygra koalicja ugrupowań prawicowych: Partii Ludowej, Ciudadanos i Vox. Chciała ona radykalnie ograniczyć prawa autonomiczne Katalonii. Jednak niespodziewanie z wyborów wyszedł zwycięsko dotychczasowy premier, choć ze 124 posłami PSOE w 350-osobowych Kortezach będzie on potrzebował poparcia skrajnie lewicowej Podemos oraz ugrupowań baskijskich, aby utworzyć rząd.
Sanchez od dawna forsował „dialog" z Katalończykami, łącznie z przekształceniem Hiszpanii w federację na wzór Niemiec. To dałoby znacznie większe kompetencje władzom Katalonii, szczególnie w sprawach podatkowych. Senat, na wzór Bundesratu, mógłby zostać przekształcony w izbę reprezentującą wspólnoty autonomiczne, co dałoby im bezpośredni wpływ na prawo ustanawiane w Madrycie.