Towarzystwo istnieje od 2006 roku i z uporem godnym lepszej sprawy dąży do reaktywacji tego sportu w Warszawie. W 2009 r. poinformowało, że chce zbudować tor na Wybrzeżu Gdańskim. Na szczęście się nie udało. Teraz planuje na Okęciu. To nierealne, bo nieprawdziwym jest twierdzenie, jakoby w Warszawie było tak wielu kibiców żużla. Ich po prostu nie ma. Jeśli działacze WTS nie zdają sobie z tego sprawy to znaczy, że żyją w innej rzeczywistości.
Na ich stronie internetowej można znaleźć m.in. takie wpisy: „W Warszawie tradycja żużlowa jest bardzo bogata, sport ten po wojnie rozpoczął się właśnie w Warszawie i przez 10 lat stolica była jednym z największych ośrodków tego sportu w całej Polsce". Tymczasem stolicą „czarnego sportu" po wojnie najpierw było Leszno, a potem przez wiele lat Rybnik. Wystarczy spojrzeć na wyniki drużynowych mistrzostw Polski w latach 1948 – 1959. Unia Leszno wygrywała kolejno od 1949 do1954, a ROW /Górnik/ Rybnik 1956-1958, potem kolejno 1962 – 1968. Po razie Polski Klub Motorowy Warszawa /1948/, Gwardia Bydgoszcz /1955) i Włókniarz Częstochowa /1959/.
Speedway w Warszawie skończył się w 1959 r. głównie z powodu coraz mniejszej frekwencji na meczach ligowych jedynego klubu w stolicy - Legii Warszawa. A w Internecie przeczytać można takie zdanie: „ Stolica była kiedyś ważnym miejscem na żużlowej mapie. Z tamtych czasów pozostało jedno- ogromny potencjał, który cały czas czeka, aby wystrzelić spod taśmy".
Czyżby działacze WTS nie wiedzieli, że wszelkie próby powrotu żużla do stolicy, zakończyły się fiaskiem? Chciano zaadaptować Stadion Dziesięciolecia na żużlowy, wicemistrz świata Paweł Waloszek przyjeżdżał ze Świętochłowic i testował nieużywaną lekkoatletyczną bieżnię. Stołeczny Klub Motorowy Warszawa zaczął nawet gromadzić sprzęt. Robiono próby głośności. Przeciw była cała Saska Kępa i część Targowej. Po latach, wbrew ostrzeżeniom starszych działaczy, że żużel w Warszawie się nie ostoi, jeden z autentycznych fanatyków, popierany (lecz nie finansowo) przez PZMot. w 1993 r. doprowadził do przebudowy na tor bieżni lekkoatletycznej na stadionie Gwardii. Władysław Gollob, ojciec Tomasza, stworzył nawet zespół, sprowadził zawodników z klubów nie najwyższego lotu i zaczęli jeździć w II lidze. Powstała spółka mająca organizować imprezy żużlowe w Warszawie i na tym zarobić. Ani na inauguracyjnym turnieju na otwarcie toru, ani na finale mistrzostw Polski oraz kilku imprezach propagandowych, niewielka trybuna się nie zapełniła. Na mecze zaczęło przychodzić 300-400 widzów, klub praktycznie nie zarabiał i przestał istnieć. Tak wyglądał „ogromny potencjał, który cały czas czekał, aby wystrzelić spod taśmy".
Żużel się w Warszawie nie przyjął, przestał być sportem uprawianym w wielkich miastach. W której stolicy europejskiej pozostał? Nie ma go w Londynie, Sztokholmie, Kopenhadze, Berlinie, Moskwie. Można powiedzieć, że jest obecnie sportem prowincjonalnym. Słynne duńskie Vojens, to miasteczko liczące zaledwie 8000 mieszkańców.