Trudna repatriacja ofiar zsyłek

Powrót ofiar zsyłek ślimaczy się, mimo że rząd stworzył dobre warunki prawne.

Aktualizacja: 29.01.2019 19:53 Publikacja: 29.01.2019 18:03

Tylko 650 osób o polskich korzeniach powróciło w 2018 roku do ojczyzny

Tylko 650 osób o polskich korzeniach powróciło w 2018 roku do ojczyzny

Foto: IPN

W poprzednim roku, w ramach akcji repatriacyjnej, do Polski powróciło 650 osób o polskich korzeniach. Chociaż jest to o 125 więcej niż w 2017 roku, liczba ta nie jest oszałamiająca. Prognozy były wyższe. Przedstawiciele organizacji zajmujących się wsparciem dla potomków ofiar zsyłek zakładali, że być może uda się wspomóc nawet do tysiąca osób.

Z danych, które otrzymaliśmy z MSWiA, wynika, że w poprzednim roku repatrianci otrzymali wsparcie w wysokości 20 mln złotych, z zaplanowanych w rezerwie celowej 50 mln zł. W tym roku resort spraw wewnętrznych zarezerwował na ten cel 58 mln zł. MSWiA zakłada, że być może uda się ściągnąć do kraju 900 osób.

W tej chwili w bazie RODAK, która stanowi bazę nazwisk osób chętnych do repatriacji, jest 3000 osób, głównie zamieszkujących Kazachstan (74 proc.), Uzbekistan oraz Rosję (po ok. 9 proc.).

Mechanizm dobry

Z przyjętych dwa lata temu przepisów – o które zresztą zabiegała „Rzeczpospolita", w trakcie kampanii Akcja Repatriacja wynika, że repatrianci mogą skorzystać z dwóch ścieżek przyjazdu do Polski. Pierwszą jest skorzystanie z ośrodka adaptacyjnego na zaproszenie pełnomocnika rządu do spraw repatriacji. Pobyt w ośrodku trwa 90 dni i może być przedłużony o kolejne 90 dni. Jest to czas na aklimatyzację i zakup lub wynajem mieszkania oraz znalezienie pracy. W ośrodku organizowane są zajęcia adaptacyjno-integracyjne. Repatrianci poznają historię, tradycję, a także uczestniczą w kursach języka polskiego i kursach zawodowych.

Pieniądze od rządu

Rodzina dostaje wsparcie na zakup mieszkania. Takie dofinansowanie wynosi 25 tys. zł na każdego członka rodziny repatrianta. Czteroosobowa rodzina może otrzymać wsparcie w kwocie 125 tys. zł. Jeśli rodzina nie zdecyduje się na zakup mieszkania, rząd dofinansuje jego wynajem.

Drugą możliwością jest skorzystanie z zaproszenia wystosowanego przez gminę. W tym przypadku samorząd zapewnia rodzinie wyposażone mieszkanie, korzystając m.in. ze środków rządowych.

Niezależnie od tego, z której możliwości repatrianci skorzystają, wszystkim przysługuje m.in. dofinansowanie wyprawki szkolnej dla dziecka czy zrefundowanie kosztów szkolenia zawodowego, tak aby mogli wejść na polski rynek pracy. Również pracodawcy tworzący miejsca pracy dla repatriantów otrzymują z budżetu państwa zwrot poniesionych z tego tytułu kosztów.

Wąskie gardła

Zdaniem Aleksandry Ślusarek, przewodniczącej Rady do spraw Repatriacji, repatriacja powinna przyspieszyć, tak aby przyjmować większa liczbę osób ze Wschodu. |Do polskich korzeni przyznaje się m.in. 34 tys. obywateli Kazachstanu i 47 tys. Rosji.

Jakie są zatem wąskie gardła? W Polsce jak na razie działają tylko dwa ośrodki adaptacyjno-integracyjne dla repatriantów: w Pułtusku oraz Środzie Wielkopolskiej. Potrzebne są kolejne.

W trakcie niedawnej wizyty na Podkarpaciu wiceminister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski zachęcał do utworzenia takiego ośrodka w tym regionie. – Rozpisywaliśmy wiele konkursów dla organizacji pozarządowych na prowadzenie ośrodków, ale nie było chętnych – przyznaje Aleksandra Ślusarek.

Dodaje, że jednym ze sposobów przyspieszania mogłaby być nowelizacja ustawy o repatriacji. – Chodzi o to, aby umożliwić także tzw. repatriację indywidualną. Wsparcie dla takich osób mogłyby otrzymać osoby, które wynajmą im mieszkanie, ich sąsiedzi, bliscy – opisuje Aleksandra Ślusarek. Na razie nie wiadomo, jak na taką propozycję zareaguje MSWiA.

Z badań wykonanych na zlecenie Stowarzyszenia Wspólnota Polska przez firmę Danae wynika, że połowa Polaków spotkała się z określeniem repatriacja i wie, co ono oznacza. Ponad 57 proc. respondentów uważa, że Polska powinna sprowadzać repatriantów.

Repatrianci już w kraju borykają się jednak z problemami związanymi z tak prozaicznymi sprawami, jak tłumaczenie dokumentów, uznawanie dyplomów ich wykształcenia, a nawet wyrobieniem dowodu osobistego. To zaś skutkuje tym, że nie mogą szybko skorzystać z obiecanych im pieniędzy. Bo starosta może przelać pieniądze tylko na konto. Dlatego nie zawsze mają pieniądze na starcie np. na leki, wyprawkę szkolną dla dzieci. Problemem jest też nauka języka polskiego, bo szkoły nie organizują zajęć w ich miejscu zamieszkania.

Tymczasem inne kraje poradziły sobie z repatriacją szybciej. Niemcy byli w stanie sprowadzać rocznie nawet 100 tys. osób, podobnie robi Rosja, ściągając swoich rodaków z republik azjatyckich oraz Ukrainy.

W poprzednim roku, w ramach akcji repatriacyjnej, do Polski powróciło 650 osób o polskich korzeniach. Chociaż jest to o 125 więcej niż w 2017 roku, liczba ta nie jest oszałamiająca. Prognozy były wyższe. Przedstawiciele organizacji zajmujących się wsparciem dla potomków ofiar zsyłek zakładali, że być może uda się wspomóc nawet do tysiąca osób.

Z danych, które otrzymaliśmy z MSWiA, wynika, że w poprzednim roku repatrianci otrzymali wsparcie w wysokości 20 mln złotych, z zaplanowanych w rezerwie celowej 50 mln zł. W tym roku resort spraw wewnętrznych zarezerwował na ten cel 58 mln zł. MSWiA zakłada, że być może uda się ściągnąć do kraju 900 osób.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie