W piątek 26 lutego chińskie władze ogłosiły całościowy zakaz importu ananasów z Tajwanu. Pekin tłumaczył, że w owocach znaleziono pasożyty. Tajwańskie ministerstwo rolnictwa określiło decyzję Chin jako „nieakceptowalną” i podjętą bez konsultacji.
Z danych tajwańskiego resortu rolnictwa cytowanych przez serwis Taiwan News, wynika że do kontynentalnych Chin trafia 97 procent tajwańskiego eksportu ananasów. W 2020 roku Tajwan wyeksportował na kontynent owoce warte blisko 54 mln dolarów. Dla rolników z Tajwanu chińskie embargo na ich owoce było więc bardzo złą wiadomością. Na szczęście dla nich, w nietypowy sposób zareagowały tajwańskie władze.
Minister Joseph Wu jeszcze w piątek 26 lutego rozpoczął na Twitterze kampanię „Freedom Pineapple” (Ananas Wolności), również prezydent Tsai Ing-wen skorzystała z Twittera, by wezwać Tajwańczyków do kupowania ananasów. Tsai Ing-wen napisała, że chińskie praktyki handlowe są „nieuczciwe” i porównała sytuację z ananasami do sytuacji australijskich win. Zauważyła też, że 99,79 proc. importowanych przez Chiny z Tajwanu owoców pomyślnie przeszło inspekcje fitosanitarne.
Wezwanie do kupowania ananasów okazało się być strzałem w dziesiątkę, bo Tajwańczycy rozprawili się z chińskim embargiem w 4 dni. Rolnicy z wyspy otrzymali zamówienia na owoce od firm i konsumentów w skali wykraczającej poza wartość eksportu do Chin. Wśród zamawiających przedsiębiorstw są zarówno przetwórcy produkujący na rodzimy rynek, jak i firmy specjalizujące się w eksporcie owoców (tak świeżych, jak i puszkowanych czy przetworzonych). Daje to powody do optymizmu wyrażonego przez ministra rolnictwa Chen Chi-chunga, który uważa, że chiński zakaz importu przełoży się na znalezienie nowych rynków dla tajwańskich owoców.