- Patrząc z perspektywy pierwszej sesji, to wystarczy powiedzieć, że obroty na niej wyniosły 1990 zł, gdy dzisiaj są zbliżone do miliarda. Notowanych spółek było było 5, a teraz jest prawie 500 - mówił Rozłucki podkreślając przy tym, że o sukcesach najlepiej się rozmawia, gdy patrzy się w przyszłość. W jego ocenie nie ma co spoczywać na laurach, by za kolejne 25 mieć równie dobre wspomnienia. Będzie to spore wyzwanie, gdyż obecna kondycja GPW nie należy do najlepszych. Co za tym stoi?
- Jest wiele przyczyn i najważniejszą z nich jest środowisko. Kiedy startowaliśmy wszystko sprzyjało rozwojowi giełdy i tak było jeszcze kilka lat temu. Teraz to się zmieniło i wystarczy wspomnieć choćby likwidację OFE - mówił.
- Dzieją się także inne rzeczy i przykładem są spółki energetyczne. Nagle dowiadujemy się, że nie muszą one dbać o wartość posiadanych przez akcjonariuszy akcji, ale powinny zająć się ratowaniem górnictwa. Kolejnym przykładem są banki oraz wprowadzone ostatnio dodatkowe obciążenia dla tej branży - tłumaczył.
- Kolejną zagadką jest fakt, że pomimo wzrostu gospodarczego na poziomie 3 proc., tylko połowa spółek notuje wzrost zysków netto. Jest to sytuacja niezwykle zaskakująca, jeśli zestawimy ją z podobnymi statystykami innych giełd na świecie. To jest zagadka, którą trzeba wyjaśnić i od uzyskanej odpowiedzi zależy przyszłość polskiej giełdy - stwierdził Rozłucki.
Co w takim razie powinien zrobić zarząd GPW, by zabezpieczyć przyszłość warszawskiego parkietu?
- Giełda musi znaleźć swoje miejsce w planie Morawieckiego i jest to zagadnienie kluczowe dla obu stron. Z jednej strony będzie to korzystne dla GPW. Z drugiej, o czym trzeba pamiętać, wiele projektów - zwłaszcza innowacyjnych - najlepiej wychodzi jeśli posiadają duży udział prywatny. Giełda może to zapewnić. Nie jest dobrze, a tak to obecnie wygląda, jeśli cały wysiłek rozwojowy jest opłacany z publicznych pieniędzy - tłumaczył.