Czasy, w których Polska była dla lokalnych windykatorów krajem miodem i mlekiem płynącym, dobiegają – a niektórzy twierdzą, że już dobiegły – końca. Rynek co prawda wciąż rośnie, ale już nie tak dynamicznie, jak jeszcze kilka lat temu. Jakby tego było mało, naszym rynkiem zainteresowały się duże podmioty zagraniczne, które również mają chrapkę na długi Polaków.
Lokalni gracze w takiej sytuacji mają dwa wyjścia: albo toczyć wyniszczającą walkę w kraju, albo poszukać szczęścia na innych rynkach. Zdając sobie sprawę z tego, że każda wojna przynosi ofiary, część firm postawiła na to drugie.
Ekspansja polskich firm zaczęła się dobre kilka lat temu. Pierwszym poważnym rynkiem, na którym pojawiły się polskie spółki, była Rumunia.
Windykatorzy wciąż jednak szukają swojej ziemi obiecanej. Ostatnim krzykiem mody jest południe Europy, a konkretnie Włochy i Hiszpania.
Windykatorów do tych krajów przekonują liczby. Z danych zebranych przez Kruka wynika, że wartość detalicznych wierzytelności nieregularnych w tych krajach jest w sumie dziesięciokrotnie większa niż w Polsce.