92 tysiące osób, które wybrały się do kina w czerwcu zostawiły w kasach niespełna 1,5 mln zł. Dla porównania rok temu te liczby wyglądały następująco: 2,75 mln widzów i blisko 50 mln zł wpływów.

W ubiegłym roku widzowie mogli w czerwcu wybierać spośród 385 tytułów, w tym roku na ekranach było zaledwie 51 filmów. I w większości były to filmy, które były na ekranach przed zamknięciem kin w marcu. Choć pojawiają się też obrazy premierowe.

Pierwszy tydzień lipca przyniósł wzrost frekwencji do 21 tysięcy i według szacunków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej miesiąc może skończyć się rezultatem ok. 180 tys. widzów.

Nie ma dziś mowy o wielkich wynikach jakiegokolwiek tytułu. Stosunkowo najlepiej radzą sobie filmy dla dzieci. Na przykład świeża premiera „Czworo dzieci i coś” w ciągu trzech tygodni lipca  uzbierała 30,6 tysięcy widzów, „Wiking i magiczny miecz” w dwa tygodnie – 17,4 tys. Ale już np.  francusko-belgijką komedię #tuiteraz z Alainem Chabatem tym samym czasie zobaczyło zaledwie 4589 osób.

Operatorzy kin czekają na amerykańskie przeboje, jednak studia wciąż przesuwają daty ich premier. I otwarte pozostaje pytanie czy w czasach pandemii filmy te, z „Tenetem” Nolana czele, rzeczywiście przyciągną do kin tłumy?