Odszedł mistrz inteligentnej rozrywki i satyry

Odszedł reżyser wyjątkowych seriali „Wojna domowa” i „Czterdziestolatek”, spektakli Teatru TV, musicali. Miał 87 lat.

Aktualizacja: 17.02.2020 06:18 Publikacja: 16.02.2020 16:41

Jerzy Gruza (1932–2020)

Jerzy Gruza (1932–2020)

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek

Był wspaniałym improwizatorem, który łapał życie na gorąco. Do filmówki, którą skończył w 1956 r., trafił przez przypadek, bo chciał studiować rzeźbę. Do telewizji, jak na playboya przystało, zaprowadziła Gruzę piękna kobieta. Środowisko go nie doceniało, bo w przeciwieństwie do Wajdy i Zanussiego portretował Polaków poprzez komedie, satyrycznie. Od czasu serialu „Wojna domowa” (1965–1966) o rodzinie i konflikcie pokoleń – udowadniał, że socjologiczne obserwacje i ważne sprawy można pokazać lekko, ironicznie, nawet wbrew szarzyźnie czasów gomułkowskich.

Ukrytą kamerą

– Serial wziął się z tego, czego towarzysz Gomułka nie lubił – z „Przekroju”, jedynego kosmopolitycznego pisma w PRL, naszego okienka na świat – mówił mi. – Pisała tam felietony Maria Zientarowa. Naturalnym odruchem było sięgnięcie po niezwykle popularne postaci, które stworzyła. To proste: żeby wykonać dzieło sztuki, trzeba zaangażować artystów, a żeby zrobić coś lekkiego – warto sięgnąć po twórców, którzy mają poczucie humoru. „Wojna domowa” wnosiła do naszej rzeczywistości delikatny absurd, surrealizm i luz, które nie były mile widziane. Decyzję o produkcji wydał w telewizji traktowany marginalnie dział dziecięco-młodzieżowy, ale już w 1968 r. „Walka Młodych” pisała, że „Wojna domowa” wyprowadziła uczącą się młodzież na ulicę. Serial zniknął, kiedy zauważono jak w filmie pies sika na tygodnik „Kultura”. Nie wymyśliłem tego, nie byłem rewolucjonistą: pies sam nasikał na partyjne czasopismo.

Kreacje stworzyli Irena Kwiatkowska, Alina Janowska, Andrzej Szczepkowski, Kazimierz Rudzki.

Przełomowy był emitowany na żywo w latach 60. XX wieku telewizyjny program „Poznajmy się”. Wprowadził formułę kręcenia ukrytą kamerą oraz składanki konkursów, interakcji z widzami, piosenek, przewrotnej konferansjerki.

– Zaczęło się od tego, że poznałem Bogumiła Kobielę w teatrzyku Bim-Bom. Pomysł współpracy telewizyjnej wziął się stąd, że miałem w Ameryce ulubionego komika telewizyjnego Steve’a Allena. W programie „The Tonight Show” pozwalał sobie na wszystko. Żartował, śpiewał, a nawet czytał publiczności esej filozoficzny. Nie mogłem znaleźć odpowiednika Allena, więc złożyłem go z duetu Bogumił Kobiela – Jacek Fedorowicz.

Z kolei „Małżeństwo doskonałe” wprowadzało na antenę formę teleturniejowej zabawy.

Teatralne kreacje

Wiele spektakli Gruzy znalazło się w „Złotej setce Teatru TV”. Do monodramu „Sammy” (1962) zaprosił Zbyszka Cybulskiego. „Króla Edypa” (1967) z Gustawem Holoubkiem pokazał w garniturze z krawatem. Molierowski „Mieszczanin szlachcicem” z Kobielą był satyrą na awans społeczny partyjnych elit. W „Rewizorze” (1977) Gruza zderzył wielkiego Tadeusza Łomnickiego jako Horodniczego z młodziutkim Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej. Oglądaliśmy opartą na kłamstwie gierkowską gigantomanię w rosyjskim kostiumie.

– Łomnicki był fantastyczny, ledwie markowaliśmy sytuację, a on dawał z siebie wszystko. Piotrek miał stracha przy Łomie, który był złośliwy i powtarzał: „Roli Chlestakowa nie można zepsuć. Jest tak świetnie napisana, że po prostu nie można. Rozumiesz?”. Oczywiście Fronczewski padał z przerażenia. A jak Łom się ze mną umawiał, to chciał się spotkać w kawiarni o takiej porze, żeby było jak najwięcej ludzi. Mówił: „Zależy mi, żeby tłumy wiedziały, że ja ciebie znam”. Siekiera w plecy, co?

W rodzajowym „Przyjęciu na dziesięć osób plus trzy” (1973) według scenariusza Jana Himilsbacha ze Zdzisławem Maklakiewiczem, Leonem Niemczykiem i Wiesławem Dymnym oglądaliśmy Polskę z perspektywy pośredniaka.

Męska menopauza

Zapowiedzią znakomitego „Czterdziestolatka” był surrealistyczny „Dzięcioł” (1970).

– Główna rola grana przez Wiesława Gołasa pokazywała problem faceta wpadającego w szpony rodzącego się feminizmu. Starałem się pokazać, jak kobiety wskakują mężczyźnie na głowę. Wśród kolegów, którzy pokazywali moralny niepokój, film wywołał oburzenie. Na festiwalu w Łagowie przyznali mi nagrodę za najgorszy film 25-lecia PRL. Ale kiedy „Dzięcioł” wszedł na ekrany, przed kinami stały kolejki od 10 rano. Jak na amerykański film.

Największym hitem Gruzy pozostaje „Czterdziestolatek” (1975–1977) z Andrzejem Kopiczyńskim, Anną Seniuk, Ireną Kwiatkowską jako kobietą pracującą. Swoista kontynuacja „Wojny domowej” portretowała partyjną nomenklaturę, modowe nowinki, snobizmy, aspiracje w satyrycznym zwierciadle. Teraz wielkie inwestycje Trasy Łazienkowskiej i Dworca Centralnego, budowane przez socjalistyczne zjednoczenia, ogląda się przez pryzmat dzisiejszych korporacji. Mało się zmieniło!

– Ale wylansowaliśmy też z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem, współscenarzystą, określenie męskiej menopauzy. Zaczęło się od kabaretu. Chcieliśmy, żeby prowadziła go Irena Dziedzic. Po pierwszym odcinku postanowiliśmy pisać serial. Towarzysze nie chcieli go wpuścić na mały ekran. Na szczęście znalazł się jeden życzliwy nam, który wrzucił gotowe odcinki prezesowi Radiokomitetu Maciejowi Szczepańskiemu do bagażnika, jak jechał na weekend. Szczepański powiedział, że bardzo śmieszne. Poszło.

Gruza był przez 25 lat reżyserem festiwali muzycznych w Operze Leśnej, edycji z udziałem Demisa Roussosa i Boney M. Na scenie reżyserował „Fachowców” z Jonaszem Koftą i Stefanem Friedmannem. w 1983 r. na dekadę został dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni, gdzie wystawił hity „Skrzypek na dachu” i rock operę „Jesus Christ Super Star” z heavymetalowym zespołem TSA i Markiem Piekarczykiem.

W „Tygrysach Europy” (1999) kpił z gospodarczej transformacji i nowobogackich. „Gulczas, a jak myślisz…”(2001) połączył gwiazdy kina z laureatami „Big Brothera”. O tym, że Gruza był artystą instytucją świadczyła też jego towarzyska pozycja. W kawiarni Czytelnik zasiadał przy stoliku z Januszem Głowackim, Kazimierzem Kutzem, Gustawem Holoubkiem. Pisał o tym w książkach „Człowiek z wieszakiem. Życie towarzyskie i zawodowe” oraz „40 lat minęło jak jeden dzień”.

Był wspaniałym improwizatorem, który łapał życie na gorąco. Do filmówki, którą skończył w 1956 r., trafił przez przypadek, bo chciał studiować rzeźbę. Do telewizji, jak na playboya przystało, zaprowadziła Gruzę piękna kobieta. Środowisko go nie doceniało, bo w przeciwieństwie do Wajdy i Zanussiego portretował Polaków poprzez komedie, satyrycznie. Od czasu serialu „Wojna domowa” (1965–1966) o rodzinie i konflikcie pokoleń – udowadniał, że socjologiczne obserwacje i ważne sprawy można pokazać lekko, ironicznie, nawet wbrew szarzyźnie czasów gomułkowskich.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz
Film
Zmarła Mira Haviarova