Z autobusu, który podjechał pod rezerwat w środku lasu wysypują się turyści. Za 10 kwacha kupują bilety, podchodzą do barierki, za którą siedzą na ziemi kobiety. Na ogół niemłode, w granatowych luźnych spodniach. Na twarzach mają wymalowane znaki, do pleców przytwierdzone białe wstążki, rozwijające się ze specjalnych kołowrotków. „Żeby nie mogły odlecieć i zabijać ludzi ” — tłumaczy strażnik. Na widok turystów kobiety zaczynają krzyczeć i wymachiwać rękami. Bo te kobiety to czarownice.
Naprawdę są takie obozy w Zambii. Trafiają do nich osoby oskarżone o uprawianie magii. Tak jak mała sierota Shula, która pałęta się, bezdomna, po okolicy. I przynosi nieszczęście. Na przykład wieśniaczce, która przewróci się niosąc wiadro z wodą. To nic, że Shula nabierze do tego zostawionego na drodze wiadra wody i zataszczy ją do domu kobiety. Ona i tak zwoła całą wieś i na posterunku policji oskarży dziewięcioletnie dziecko o czary. Potem już wszystko pójdzie szybko. Szaman sprowadzony przez państwowego funkcjonariusza zajmującego się czarownicami zrobi test z zabijaną kurą i potwierdzi: „Tak Shula jest czarownicą”.
Odtąd dziewczynka, którą minister zabiera dla siebie, uczestniczy w sądach, wskazuje złodziei, potem patrzy, jak społeczność ich karze. Bezradna. A funkcjonariusz zbiera dary za pomoc, za wyroki. „Skazywać” jest łatwo. Ale jak dziecko ma ściągnąć deszcz na wysuszoną ziemię?
W „Nie jestem czarownicą” reżyserka Rungano Nyoni pokazuje Zambię, w której wciąż pokutują dawne tradycje i dawne wierzenia. Świat pełen niesprawiedliwości, gdzie każdego można oskarżyć o wszystko, nagiąć prawo. Na „czarownicach” łatwo się wyżyć. Można na nie zrzucić własne niepowodzenia, własne nieudacznictwo. Albo je wykorzystać do własnych celów. W skorumpowanym świecie prostym ludziom można wmówić wszystko.
Urodzona w Zambii Nyoni, studiowała aktorstwo w Londynie, a dziś mieszka w Walii. Na Afrykę patrzy z dystansem. Zderza w swoim filmie nowoczesność – przeboje muzyczne, peruki przypominające Rihannę i zdjęcia robione komórkami – z zacofaniem i dawnymi wierzeniami, które wciąż w kraju pokutują. Okrasza swój film humorem, by w końcu i tak opowiedzieć o tragedii. W pamięci widza pozostaną oczy dziecka, które nie ma siły nawet głośno wykrzyczeć: „Nie jestem czarownicą”. I myśl, że granie na braku wykształcenia, niedowartościowaniu i strachu ludzi nie jest domeną tylko skorumpowanych oficjeli z Zambii. Że Rungano Nyoni zrobiła film bardziej uniwersalny niż się po obejrzeniu pierwszych kadrów wydaje.