"Aladyn" Disneya: Ta sama bajka, nowa technika

Nowy „Aladyn” dowodzi, że Disney wie, jak zarabiać duże pieniądze, bazując na starych pomysłach.

Aktualizacja: 30.05.2019 17:05 Publikacja: 30.05.2019 17:05

Will Smith jako wypuszczony z butelki dżin w nowej wersji „Aladyna”

Will Smith jako wypuszczony z butelki dżin w nowej wersji „Aladyna”

Foto: DISNEY

Pierwowzór „Aladyna” powstał w 1992 roku. Razem z Robinem Williamsem, który udzielił głosu, ale i swojej osobowości zaklętemu w czarodziejskiej lampie dżinowi, zawładnął wyobraźnią małych widzów. Zarobił na całym świecie 502 mln dolarów, dostał pięć nominacji do Oscarów, z których dwie – za muzykę i piosenkę – zamieniły się w statuetki.

A teraz po ponad ćwierć wieku doczekał się wersji aktorskiej. Czy lepszej? Na pewno dłuższej. Oryginał trwał półtorej godziny, dzisiejszy „Aladyn” – 2 godziny i 10 minut. Za kamerą stanął Guy Ritchie, reżyser o własnym, wyrazistym stylu, choć akurat w „Aladynie” się go nie czuje.

Chłopca, który stał się właścicielem spełniającej życzenia lampy, zagrał Mena Massoud, a partneruje mu jako dżin – Will Smith. Twórcy wyczarowali na ekranie kolorowy świat. Są tu barwne kostiumy, śpiew, taniec i oczywiście loty na dywanie. Jest przesłanie o tym, że trzeba wierzyć w siebie i iść za głosem własnego serca.

Dosłowność w bajce

A jednak ten barwny, aktorski „Aladyn” ma znacznie mniej uroku niż stary, rysunkowy. Może nie służy tej bajce dosłowność? Może Will Smith, choć robi, co w jego mocy, nie ma, wręcz nie może mieć w sobie fantazji tamtego maga – rysunkowego, zmieniającego się i pełnego tajemnic?

Politykę odcinania kuponów od starych sukcesów Disney stosuje od dawna. Szefowie tej wytwórni wiedzą, jak zarabiać pieniądze. Pierwszy jej animowany przebój – legendarna „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” – powstał w roku 1937. Potem były następne tytuły. Wszystkie wracały co kilka lat do kin, bo pojawiały się nowe pokolenia widzów, które chciały spędzać czas z jelonkiem Bambi, patrzeć, jak pocałunek budzi „Śpiącą królewnę” czy wzruszać się miłością „Zakochanego kundla”. Jednak praktyka ta skończyła się, gdy rynek filmowy zmieniły kasety wideo, a potem płyty DVD.

Minimum ryzyka

Studio Disneya znalazło wtedy nową żyłę złota. Hollywood kocha pomysły, które minimalizują ryzyko. Ekran zalewają sequele dawnych hitów. Disney również ma w tym roku w planie kolejne części „Gwiezdnych wojen” czy „Avengersów”. Ale też od dawna wytwórnia produkuje nowe wersje starych filmów dla dzieci. Według sprawdzonej recepty: sprawny, znany reżyser plus gwiazdorska obsada.

Już w latach 90. powstały aktorskie remaki „Księgi dżungli” czy „101 dalmatyńczyków” z Glenn Close w roli demonicznej Cruelli De Mon. Do tego pomysłu Disney wrócił z impetem, gdy w 2010 roku na ekrany weszła „Alicja z Krainy Czarów” Tima Burtona ze śliczną Mią Wasikowską.

Na dobre machina rozkręciła się kilka lat temu: „Czarownica” to „Śpiąca królewna” opowiedziana z punktu widzenia czarnego charakteru z twarzą Angeliny Jolie, widowiskowy, pełen rozmachu „Kopciuszek” Kennetha Branagha z Lily James i Cate Blanchett, kolejna wersja „Księgi dżungli” Jona Favreau z Billem Murrayem i Benem Kingsleyem, „Piękna i bestia” Billa Condona z Emmą Watson – wszystkie te filmy zyskały niezłe recenzje, i ściągnęły do kin tłumy. „Księga dżungli” w weekend otwarcia przyniosła 103 mln dolarów, a „Piękna i bestia” – 174 mln. Legenda Disneya zadziałała bez szwanku.

W tym roku wysypują się stopniowo kolejne filmy. Najpierw był „Dumbo” Tima Burtona nakręcony w technice live-action i dość mocno zmieniony w stosunku do oryginału. Nie było gadających zwierząt, myszy Timothy’ego i piosenek, które zachwycały w oryginale. Za to pojawił się nowy wątek parku rozrywki i oczywiście cała plejada gwiazd z Michaelem Keatonem, Evą Green, Dannym De Vito i Colinem Farrelem na czele.

Wynik „otwarcia” „Dumbo” nie zachwycił: 45 mln dol., ale do dziś film ma już na koncie 346 mln, zresztą notując dwukrotnie wyższą frekwencję za granicą niż w USA.

Ostatnia premiera Disneya, „Aladyn”, po trzech pierwszych dniach wyświetlania przyniosła z amerykańskich kin blisko 87 mln dol., a po święcie Memorial Day wynik podskoczył w USA do 114 mln dol. Do tej kwoty dochodzą już pierwsze wpływy z zagranicy (np. z Chin 18 mln dol., z Meksyku – 9,2 mln, z Wielkiej Brytanii – 8,4 mln), a licznik dopiero zaczął tykać.

Lew w nowej wersji

Tymczasem już 19 lipca na ekrany Disney wprowadzi remake jednego z najbardziej znanych filmów animowanych w historii kina – „Króla lwa”. W 1994 r. opowieść o małym lewku stała się rewolucją. Disneyowscy twórcy przestali najmłodszym serwować słodkie, infantylne opowiastki. Pokazali różne strony życia, zrobili pean na cześć miłości i lojalności, ale nie bali się opowiedzieć również o odmienności, śmierci. Jak w życiu.

Nową wersję reżyseruje ulubieniec wytwórni Jon Favreau. Podobnie jak „Dumbo” i „Aladyn”, nowy „Król lew” zrealizowany jest w technice live-action, oddając rzeczywistość z fotograficzną dokładnością. Afrykańska sawanna, stada antylop i słoni mają wyglądać naturalnie. W amerykańskiej wersji w dubbingu wystąpiły sławy: Donald Glover, Beyoncé, Chiwetel Ejiofor.

Krytycy nie są zachwyceni nowymi wersjami dawnych animacji. Uważają na ogół, że technika live-action odbiera tym opowieściom bajkowy czar, czyniąc je bardzo dosłownymi. Prawdą jest jednak, że twórcy nowych wersji starają się je też nieco unowocześnić. Na przykład w „Aladynie” znacznie bardziej wyrazistą postacią jest Jasmine, a dżina gra czarnoskóry aktor.

Wciąż otwarte pozostaje pytanie: czy kierowanie do produkcji kolejnych remake’ów to zmysł do biznesu czy może brak inwencji? Czy dzisiejsi młodzi widzowie nie zasługują na nowych, własnych bohaterów, skrojonych na miarę ich wyobraźni?

Pierwowzór „Aladyna” powstał w 1992 roku. Razem z Robinem Williamsem, który udzielił głosu, ale i swojej osobowości zaklętemu w czarodziejskiej lampie dżinowi, zawładnął wyobraźnią małych widzów. Zarobił na całym świecie 502 mln dolarów, dostał pięć nominacji do Oscarów, z których dwie – za muzykę i piosenkę – zamieniły się w statuetki.

A teraz po ponad ćwierć wieku doczekał się wersji aktorskiej. Czy lepszej? Na pewno dłuższej. Oryginał trwał półtorej godziny, dzisiejszy „Aladyn” – 2 godziny i 10 minut. Za kamerą stanął Guy Ritchie, reżyser o własnym, wyrazistym stylu, choć akurat w „Aladynie” się go nie czuje.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
„Perfect Days” i "Anselm" w kinach. Wim Wenders uczy nas spokoju