Filip Bajon kończy 70 lat

Filip Bajon, reżyser i pisarz, kończy dziś 70 lat. To artysta mający znakomity dorobek, barwny człowiek.

Aktualizacja: 25.08.2017 10:47 Publikacja: 25.08.2017 10:43

Filip Bajon kończy 70 lat

Foto: \wikimedia Commons/Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)/Sławek

Ma pokaźny dorobek twórczy. 13 filmów kinowych, do tego godzinne fabuły telewizyjne, spektakle telewizji, dokumenty. Zbiór opowiadań, kilka powieści. Pierwszą „Białe niedźwiedzie nie lubią słonecznej pogody”wydał w 1971 roku, jeszcze jako student Filmówki. Rok później ukazały się opowiadania „Proszę za mną w górę,” a w 1974 roku „Serial pod tytułem”.

Dziś wciąż jest pełen energii, podróżuje po świecie, intensywnie pracuje. Szefuje studiu filmowemu Kadr, kręci wielki film „Kamerdyner” o historii pruskiego roku von Karussów, który mieszkał w okolicach Pucka.

— W kinie interesuje mnie możliwość tworzenia nieoczywistych światów, pokazywania  dwuznaczności, wypowiadania niepopularnych prawd. Nie muszę być w mainstreamie. Szukam wolności  — mówi reżyser.

Urodził się 25 sierpnia 1947 roku w Poznaniu w inteligenckiej rodzinie. Dziadek – architekt. Ojciec – znany adwokat, intelektualista kochający sztukę, matka - farmaceutka. W jego najbliższej rodzinie byli też m.in. wybitny krytyk teatralny i wielki znawca Tomasza Manna, prekursor strukturalizmu Konstanty Troczyński. Filip rósł w tym środowisku i swoją „inteligenckość” niesie przez całe życie.

W czerwcu 1956 roku miał 8 lat.  Ale bardzo dużo z tamtego czasu zapamiętał. Po latach, w „Poznaniu 56”, moim zdaniem w jednym z najlepszych swoich filmów - opowiedział o wypadkach czerwcowych właśnie z perspektywy dzieci - syna ubeka i syna strajkowego przywódcy. Śledził tam również losy kilku innych postaci: młodego robotnika, jego żony-nauczycielki, ubeka. Razem z nimi był pod poznańskim więzieniem, pod UB, gdzie zginęło najwięcej ludzi, pod ogrodem zoologicznym, w radiu, na terenach targowych. Pokazał historię, która toczy się w chaosie. Przypadkowość dziejowych  wydarzeń, ich alogiczność, niekonsekwencje.

— Bardzo mnie interesują mechanizmy pamięci. Może kiedyś się tym zajmę. Kino też bywa przywracaniem pamięci — mówi Filip Bajon.

Bajon zrobił maturę w Poznaniu, potem studiował prawo, a wreszcie w zdał do łódzkiej Filmówki.

Po studiach Filip trafił do studia Tor. To był czas kina moralnego niepokoju, ale on swoją lekcję buntu odrobił już jako pisarz, w kinie zaś wdał się w dyskurs o życiu i sztuce.

Uciekł w tematy sportowe. Bohaterami jego filmów telewizyjnych byli: bokser wracający po przerwie na ring („Powrót”), kaleki pływak („Rekord świata”), doktor Jordan zakładający na przełomie XIX i XX wieku place zabaw. („Zielona ziemia”). A wreszcie ze „sportowym” bohaterem zadebiutował w fabule. Prototypem bohatera zrealizowanej w 1979 roku Arii dla atlety” był zapaśnik Zbyszek Cyganiewicz, który opublikował w 1937 swoją biografię „Na ringach całego świata”. Bajon zrobił film o prostaczku, który wszedł do elity. Ale też o wielkiej tęsknocie człowieka, który dużo  zdobywa, a jednak wszystko mu się wymyka. Ale także o relacjach kultury i natury, o sztuce, niepojętej i wielkiej. A wreszcie o przełomie wieków. O Europie przed wielką wojną. Dekadenckiej, zagubionej. O świecie, który odchodzi.

Od tamtej pory Filip Bajon stale wracał do tematu dawnych światów. Jakby chciał zrozumieć mechanizmy zmian, ale też ocalić od zapomnienia to, co nieuchronnie przemija. Jego „Wizja lokalna 1910” to  opowieść o „szkolnym strajku” dzieci z Wrześni, „Limuzyna Daimler-Benz” - film  o momencie historii, który zmusza człowieka do radykalnych wyborów. Bajon śledził losy dwóch braci w przededniu II wojny światowej. Jeden z nich ulegnie fascynacji faszyzmem, drugi – zamknie się w świecie sztuki. Ale film skończony w 1981 roku – poszedł na półkę na dwa lata. Bo już był stan wojenny.

Bajon zamilkł: w 1984 roku zrealizował jedynie telewizyjny „Engagement”. Dopiero w połowie lat 80. wrócił do kina – z „Magnatem”. Jak Visconti zapisał w „Lamparcie” dzieje arystokracji sycylijskiej, tak on pokazał historię książąt pszczyńskich von Plessów. Śledził ich losy przez kilkadziesiąt lat, a w tle dramatycznej sagi rodzinnej są dzieje szukającego własnej tożsamości Śląska.  Potem jeszcze Bajon z nakręconych materiałów zmontował sześcioodcinkowy serial „Biała wizytówka”.

Nie zamknął się jednak Bajon w swoich minionych światach. Z równą pasją obserwował współczesność. Zapisywał na taśmie to, co w polskim charakterze kontrowersyjne, niepokojące.

Jeszcze w 1981 roku, jeszcze w czasie Solidarnościowej odwilży zrobił telewizyjne „Wahadełko” - dramat o trzydziestokilkulatku, który cierpi na padaczkę, depresję, stany lękowe. Kameralna, zamknięta w ścianach jednego mieszkania opowieść była jednocześnie mocnym rozliczeniem z czasem stalinizmu. I metaforą zmanipulowanego, ogłupionego narodu.

Akcja „Balu na dworcu w Koluszkach” (1989) działa się w zimę stulecia, na stacji, gdzie w noc Sylwestrową zostali uwięzieni pasażerowie pociągu zatrzymanego przez śnieżne zaspy. To była ciekawa, zainspirowana „Weselem” metafora rozpadającej się socjalistycznej Polski. Kilka miesięcy później rzeczywiście wszystko wybuchło.

Trzy lata później, już w czasie transformacji Bajon zrealizował „Saunę”. W tytułowym przybytku, w Helsinkach, spotykali się naukowcy, stypendyści i artyści z bloku wschodniego, by dyskutować o polityce. Kłócić się, spierać, nawzajem prowokować. Film aktualny do dzisiaj. 

Sam reżyser najwyżej z tych „współczesnych” tytułów ceni opartą na faktach „Fundację”. Wykorzystując historię biznesmana-oszusta portretował tam kraj, w którym „wszyscy kradną”.

Ostatni okres to dla Bajona głównie ekranizacje klasyki. W  nowoczesny, ciekawy intelektualnie i uciekający od stereotypów, sposób bierze się za szkolne lektury.

— Pewne tematy kończą się — tłumaczył mi. — Problem rozpadu świata w jakimś momencie nie miał już dla mnie energii. Swoje powiedziałem, czas się zmienił. A współczesność jest trudna do złapania.

W 2001 roku nakręcił „Przedwiośnie”, w 2010 – „Śluby panieńskie”, w 2015 – „Panie Dulskie”. I trzeba przyznać, że w każdym z tych filmów czuło się jego rękę, jego współczesne spojrzenie na klasyczny tekst. W „Przedwiośniu” odrzucił publicystyczną wymowę powieści. Zostawił marzenie o Polsce. Tej bez szklanych domów, brudnej, pełnej problemów, ale własnej. Skupił się też na opowieści o dojrzewaniu człowieka uwikłanego w historię. I rozczarowanego polityczną rzeczywistością.  „Ślubami panieńskimi” Bajon wyraźnie zabawił się. Próbował zrobić w Polsce coś w stylu angielskiego filmu „Duma i uprzedzenie”.

„Panie Dulskie” były już filmem autorskim. Historią pewnej tajemnicy. Bajon zmienił nawet tekst Zapolskiej.

Dziś „starym mistrzom” łatwo nie jest. Bajon ma całą szufladę niezrealizowanych scenariuszy. Ale po latach znów wyjechał na plan. „Kamerdyner” to jego powrót do wielkiej sagi ciągnącej się od 1900 roku do końca II wojny światowej. Historia miłości prostego chłopaka do pruskiej arystokratki, córki hrabiny von Krauss. I znów, tak jak w „Magnacie” przeglądała się historia Śląska, tu przejrzą się dramatyczne  dzieje Kaszub, gdzie pruska antypolskość zderzała się z kaszubskim patriotyzmem.

Poza tym wciąż Bajon uczy. Wojciech Has trzydzieści lat temu zaproponował mu, żeby przyszedł do łódzkiej szkoły filmowej jako wykładowca. Zgodził się. A jak powiedział „a”, to uznał, że musi powiedzieć „b”. Zrobił wszystkie stopnie naukowe: doktorat z „Magnata”, habilitację z adaptacji filmowych. Dziś ma tytuł profesora. W studiu Kadr chce promować debiuty.

— Cieszę się, że mogę robić to, co uwielbiam. Czyli żyć — mówi.

Ma pokaźny dorobek twórczy. 13 filmów kinowych, do tego godzinne fabuły telewizyjne, spektakle telewizji, dokumenty. Zbiór opowiadań, kilka powieści. Pierwszą „Białe niedźwiedzie nie lubią słonecznej pogody”wydał w 1971 roku, jeszcze jako student Filmówki. Rok później ukazały się opowiadania „Proszę za mną w górę,” a w 1974 roku „Serial pod tytułem”.

Dziś wciąż jest pełen energii, podróżuje po świecie, intensywnie pracuje. Szefuje studiu filmowemu Kadr, kręci wielki film „Kamerdyner” o historii pruskiego roku von Karussów, który mieszkał w okolicach Pucka.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz
Film
Zmarła Mira Haviarova