Ma pokaźny dorobek twórczy. 13 filmów kinowych, do tego godzinne fabuły telewizyjne, spektakle telewizji, dokumenty. Zbiór opowiadań, kilka powieści. Pierwszą „Białe niedźwiedzie nie lubią słonecznej pogody”wydał w 1971 roku, jeszcze jako student Filmówki. Rok później ukazały się opowiadania „Proszę za mną w górę,” a w 1974 roku „Serial pod tytułem”.
Dziś wciąż jest pełen energii, podróżuje po świecie, intensywnie pracuje. Szefuje studiu filmowemu Kadr, kręci wielki film „Kamerdyner” o historii pruskiego roku von Karussów, który mieszkał w okolicach Pucka.
— W kinie interesuje mnie możliwość tworzenia nieoczywistych światów, pokazywania dwuznaczności, wypowiadania niepopularnych prawd. Nie muszę być w mainstreamie. Szukam wolności — mówi reżyser.
Urodził się 25 sierpnia 1947 roku w Poznaniu w inteligenckiej rodzinie. Dziadek – architekt. Ojciec – znany adwokat, intelektualista kochający sztukę, matka - farmaceutka. W jego najbliższej rodzinie byli też m.in. wybitny krytyk teatralny i wielki znawca Tomasza Manna, prekursor strukturalizmu Konstanty Troczyński. Filip rósł w tym środowisku i swoją „inteligenckość” niesie przez całe życie.
W czerwcu 1956 roku miał 8 lat. Ale bardzo dużo z tamtego czasu zapamiętał. Po latach, w „Poznaniu 56”, moim zdaniem w jednym z najlepszych swoich filmów - opowiedział o wypadkach czerwcowych właśnie z perspektywy dzieci - syna ubeka i syna strajkowego przywódcy. Śledził tam również losy kilku innych postaci: młodego robotnika, jego żony-nauczycielki, ubeka. Razem z nimi był pod poznańskim więzieniem, pod UB, gdzie zginęło najwięcej ludzi, pod ogrodem zoologicznym, w radiu, na terenach targowych. Pokazał historię, która toczy się w chaosie. Przypadkowość dziejowych wydarzeń, ich alogiczność, niekonsekwencje.