Jestem w triatlonie jako trener. Współpracuję z grupą Iron Dragon Team z Zabierzowa. Startowałem w tym roku jako ambasador na połowie dystansu Iron Man w Gdyni. Traktuję to jako formę roztrenowania po zakończeniu kariery sportowej, ale też poznania dyscypliny, jej specyfiki, żeby lepiej pomagać swoim zawodnikom. Dotarłem do informacji z zawodów Iron Man we Frankfurcie z 2013 roku, podczas których przebadano 2997 osób. Ponad 20 procent uczestników przyznało się do stosowania erytropoetyny, hormonu wzrostu czy innych środków anabolicznych. Przy publikacji wyników zaznaczono, że ponad 50 procent ankiet zostało wypełnionych w języku angielskim, bo byli tam zawodnicy z całego świata, więc nie można zrzucać winy na sportowców niemieckich. Samo badanie pokazuje jednak skalę problemu. Czemu tak się dzieje? Nie wiem, może chodzi o to, że triatlon to drogi sport. Ludzie mają pieniądze i nie zastanawiają się nad kosztami. W bieganiu czy innych sportach może też jest taki problem, ale brakuje kontroli antydopingowych, które by to potwierdziły.
Czy środowisko sportowców ma zdolność do wyczuwania nieuczciwych konkurentów?
Wśród sportowców są osoby podejrzane, które kiedyś miały problemy na bieżni, a teraz startują w biegach ulicznych, bo tutaj jeszcze nie są „spalone". Jeśli ktoś podczas imprezy biegowej startuje na wysokim poziomie rano, potem wieczorem, a następnego dnia dorzuci jeszcze półmaraton, to coś jest nie tak. Najwięcej podejrzeń było wobec zawodników ukraińskich i z innych krajów postkomunistycznych. Część organizatorów z tym walczy, bo wątpliwości są dość duże. Jak to robią? Na przykład wprowadzając oddzielną klasyfikację dla Polaków czy zawodników Unii Europejskiej i dając im gratyfikacje finansowe. Był taki moment, że przyjeżdżała grupa zawodników z Afryki, szczególnie Kenijczyków, która wygrywała wszystko, jak leci. W Krakowie wygrywali bieg nocny, rano minimaraton, a potem jeszcze coś innego.
Dlaczego amatorzy biorą doping? Próbują się bawić w policjanta i złodzieja – gdy raz spróbują i nikt ich nie złapie, dostają sygnał, że mogą i chcą ciągle się poprawiać?
Niektórzy są świadomi, że nie ma badań na zawodach dla amatorów, przecież nikt nie bierze zwycięzców w kategoriach wiekowych na testy. Może wychodzą z założenia, że jeśli uda im się trenować mniej, a być w dobrej formie, to czemu nie sięgnąć po taką przewagę. Jeśli kogoś stać na rower za 70 tysięcy złotych, to stać go i na doping za 10 tysięcy. Istotne jest nie tylko to, kto sprzedaje doping, ale też kto go podaje: trzeba wiedzieć kiedy, ile, jak. Są różne dawki, różne pory treningu. To są pokusy: mam dostęp, mogę kupić, będę mieć lepsze wyniki i poklask wśród znajomych czy w pracy.
Można się pochwalić zdjęciem z medalem na Facebooku czy Instagramie...