Ekoburżuazja

„Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu" – pisał Karol Marks. Dziś jest to „widmo uchodźców klimatycznych".

Publikacja: 18.12.2018 20:00

Ekoburżuazja

Foto: 123RF

Czytam, że „setki milionów uchodźców stanie u bram Europy i powie, że zmiany klimatu to wina państw bogatych, a oni się tu nie pchali, ale nie mogą mieszkać tam, gdzie ich przodkowie".

Uprzejmie więc donoszę, że ci ludzie nie wiedzą, czym są gazy cieplarniane. Podobnie jak klasa robotnicza za czasów Marksa nie wiedziała, czym jest „wartość dodana", o zawłaszczanie której miała toczyć walkę z ciemiężycielami. Co więcej – klasa robotnicza nie wiedziała nawet, że jest jakąś klasą. Musiała jej to uświadomić jej „awangarda". A potem klasa robotnicza „piła szampana ustami swoich przedstawicieli". Tak samo ma być tym razem.

Do Katowic zleciała się awangarda obrońców klimatu. Klasą biznes, rzecz jasna. Zamieszkała w hotelach cztero- i pięciogwiazdkowych. A niektórzy w Krakowie, bo w trzygwiazdkowych hotelach w Katowicach nie chcieli mieszkać.

Nie twierdzę, że nie ma problemu. 265 milionów lat temu, jak wzrosła temperatura oceanów, to wymarła w nich prawie cała fauna, choć nie było samochodów i elektrowni węglowych. Można zakazać ruchu samochodowego, wyłączyć piece węglowe, zakazać spożywania mięsa (krowy, które jedzą ludzie, zanim zostaną zjedzone, produkują wiele szkodzącego klimatowi metanu). Ale wtedy dla ludzi katastrofa nie będzie dużo mniejsza, niż jak nie zrobimy nic. Powinniśmy rozwijać odnawialne źródła energii. Państwa nie powinny utrudniać inwestycji w tym obszarze. Rozproszona energetyka, z założenia ekologiczna, ma jednak wrogów. Jak stawia się jeden wiatrak albo biogazownię, to nie ma co ukraść – nie to co przy budowie elektrowni atomowej albo wielkiej fermy wiatrakowej. No i awangarda walki z globalnym ociepleniem nie może zarabiać – jak zarabiała awangarda klasy robotniczej na walce z burżuazją.

Elektrownie wiatrowe budują firmy mające kapitał lub dostęp do kapitału. I mają plan czerpać z tego ponadprzeciętne zyski. Na rynku praw do emisji też królują bogaci giełdowi spekulanci. Planują kupowanie tych praw taniej, a sprzedawanie drożej. Dlaczego nie budują elektrowni atomowych czy wiatrowych przy minimalnej stopie zwrotu? Nie twierdzę, że powinni dopłacać, ale skoro działają dla dobra ludzkości – jak twierdzą oni – to dlaczego mają czerpać z tego ponadprzeciętne zyski kosztem biednych ludzi, którzy będą musieli płacić więcej za prąd, czy kosztem biednych społeczeństw z krajów Europy Wschodniej, które nie miały możliwości się bogacić, gdy prąd był tani.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI

Czytam, że „setki milionów uchodźców stanie u bram Europy i powie, że zmiany klimatu to wina państw bogatych, a oni się tu nie pchali, ale nie mogą mieszkać tam, gdzie ich przodkowie".

Uprzejmie więc donoszę, że ci ludzie nie wiedzą, czym są gazy cieplarniane. Podobnie jak klasa robotnicza za czasów Marksa nie wiedziała, czym jest „wartość dodana", o zawłaszczanie której miała toczyć walkę z ciemiężycielami. Co więcej – klasa robotnicza nie wiedziała nawet, że jest jakąś klasą. Musiała jej to uświadomić jej „awangarda". A potem klasa robotnicza „piła szampana ustami swoich przedstawicieli". Tak samo ma być tym razem.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację