Bałkany znowu okazują się być miękkim podbrzuszem Europy. Ale już nie tak, jak podczas II wojny światowej w militarnym, tylko dziejowym sensie tych słów. Bo miejscem na naszym kontynencie, gdzie umiera właśnie idea integracji – główny, jeśli nie jedyny pomysł Unii na własną przyszłość – nie są nią wyczołgujące się w bólach ze Wspólnoty Wyspy, ale bezsilnie kołaczące do unijnych bram Albania i Macedonia Północna.

Brexitowe konwulsje staną się jeszcze nauczką na przyszłość dla wszystkich, którym przez myśl przemknęłoby wyskakiwanie z unijnego pokładu. Zablokowanie rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną, mimo że oba kraje otrzymywały już wielokrotnie pozytywne rekomendacje, a drugi z nich zmienił nawet niedawno nazwę, żeby uniknąć oporu ze strony Grecji, nabiera szczególnego znaczenia, jeśli przypomnieć sobie, z kim na Bałkanach rozmowy w sprawie członkostwa Unia już rozpoczęła. Serbia i Czarnogóra bynajmniej nie biją swoich sąsiadów na głowę w rywalizacji na przestrzeganie standardów demokratycznych, praworządności czy na skuteczność walki z korupcją. Jednak o wpływy w nich trzeba się bić z Rosją. I tak wyrachowana, polityczna kalkulacja wzięła górę nad dziejowym posłannictwem Unii.

Unii, której jednym z architektów był Alexandre Kojeve. Jego interpretacja heglowskiej filozofii dziejów poukładała w głowach zachodnich elit, ale on sam po II wojnie światowej zamienił salę seminaryjną na gabinet urzędnika. Doszedł bowiem do wniosku, że duch dziejów w swojej chytrości wcielił się w Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. Że buduje ona, zapowiadane przez Hegla, powszechne państwo ogólnej szczęśliwości, gdzie nad zadowoleniem mas czuwać będzie wąska grupa mędrców.

Państwo, które aby istnieć, musi się rozrastać, aż stanie się powszechne. Jego polityka zagraniczna nie może być zbudowana na innym imperatywie niż integracja. Każdy, kto zechce się dopasować do reguł i praw gwarantujących szczęście jego obywatelom, jest mile widziany. To ten nastrój jeszcze kilkanaście lat temu był obecny w planach włączenia w przyszłości do Wspólnoty Turcji czy Kazachstanu.

Ale kiedy polityczna chytrość zastępuje chytrość ducha, kwestią czasu jest już tylko, kiedy Unia zorientuje się, że nie wie tak naprawdę, po co istnieje.