„Louisy Vuittony” nieprędko znikną ze sklepowych półek

Niejasne przepisy nie ułatwią walki z kopiowaniem towarów luksusowych, a mogą jedynie bardziej ją skomplikować. Tanie podróbki drogich torebek raczej szybko nie znikną z wokandy.

Aktualizacja: 15.08.2019 18:37 Publikacja: 15.08.2019 17:30

„Louisy Vuittony” nieprędko znikną ze sklepowych półek

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki MZub Marian Zubrzycki

Podrabianie drogich marek to nie jest nowy problem. I raczej szybko nie zniknie. Są miejsca na świecie, gdzie istnieje na to przyzwolenie. Każdy, kto był choć raz na urlopie w Turcji, widział w sąsiedztwie hoteli centra handlowe dla turystów. A w nich wszystko, czego dusza zapragnie. Od koszulek od Supreme, przez torebki Louis Vuitton, po okulary Dolce & Gabbana. A jeżeli sklepu nie było, nie szkodzi, na pewno był bazar, a tam tego typu dóbr luksusowych pod dostatkiem i to w cenach nierujnujących kieszeni przeciętnego zjadacza chleba. Zawsze można też się potargować.

Tanie podróbki drogich marek można przywieźć zresztą nie tylko z Turcji, ale z wielu innych miejsc na świecie, gdzie nie ma odpowiednich przepisów albo władze patrzą przez palce na podrabianie.

W państwach unijnych, w tym w Polsce, przepisy mamy. Oficjalnie potępia się tego rodzaju kradzież. Ale to w praktyce i tak za mało. Według Urzędu Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej na handlu podrobionymi towarami Europa traci 60 mld euro rocznie, a Polska 2,2 mld euro.

Walka z podróbkami to walka z wiatrakami. Tani Armani zniknie z jednego sklepu, ale zaraz pojawi się w kolejnym. Dopóki będzie popyt na tani luksus, dopóty będą firmy kopiujące torebki czy koszulki.

W walce z nielegalnym kopiowaniem może pomóc dobre prawo. Z tym bywa jednak różnie. Przepisy, które pojawiły się ostatnio w polskiej ustawie o własności przemysłowej, do takich nie należą. Są nieprecyzyjne. Teoretycznie przewidują, że odpowiedzialność za podrabianie ponosi również osoba, z usług której korzystano przy naruszeniu prawa ochronnego na znak towarowy, tzn. „pośrednik".

Niestety, w tej ustawie nie ma definicji tego pojęcia. Jedynym więc efektem wejścia w życie nowych przepisów będą liczne spory sądowe. Prawnicy reprezentujący duże koncerny będą twierdzić, że nowe przepisy stosuje się do pośredników, np. galerii handlowych, a centra handlowe będą starały się udowodnić, że nie są żadnym pośrednikiem.

A że obie strony będzie stać na prawników z górnej półki, końca sporów szybko raczej nie będzie. Z czasem może pojawi się orzecznictwo, które skończy wszelkie spory, ale nie będzie to kwestia roku, ale wielu lat. Chyba że znowu zmienią się przepisy.

Podrabianie drogich marek to nie jest nowy problem. I raczej szybko nie zniknie. Są miejsca na świecie, gdzie istnieje na to przyzwolenie. Każdy, kto był choć raz na urlopie w Turcji, widział w sąsiedztwie hoteli centra handlowe dla turystów. A w nich wszystko, czego dusza zapragnie. Od koszulek od Supreme, przez torebki Louis Vuitton, po okulary Dolce & Gabbana. A jeżeli sklepu nie było, nie szkodzi, na pewno był bazar, a tam tego typu dóbr luksusowych pod dostatkiem i to w cenach nierujnujących kieszeni przeciętnego zjadacza chleba. Zawsze można też się potargować.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację