Wśród moich codziennych lektur są media prawicowe, liberalne i niszowe. Chcę być w miarę dobrze poinformowany, ale chcę także poznać odmienny punkt widzenia i – jeśli wyda mi się to konieczne – wyrobić sobie do niego polemiczny stosunek.
Sądzę jednak, że będę musiał nieco zmodyfikować swoje zwyczaje i dokonać selekcji tytułów, po które sięgam. Z taką skalą propagandy i dezinformacji, jaka wybuchła w związku z wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w USA, nie miałem chyba do czynienia od chwili, gdy prawica powróciła do władzy. Media liberalnego mainstreamu robiły wszystko, aby tę amerykańską podróż prezydenta zdezawuować.
Choć prezydent Duda nie składał oficjalnej wizyty w Stanach Zjednoczonych, lecz przybył tam wraz z przywódcami 50 innych państw na szczyt nuklearny, próbowano sugerować, że jest dokładnie odwrotnie – że polski przywódca miał być przyjęty przez Baracka Obamę, ale ten – aby zamanifestować swoją dezaprobatę dla polskiej prawicy – odmówił mu. Gospodarz Białego Domu nie spotkał się jednak również z prezydentem Francji oraz premierem Wielkiej Brytanii. Czyżby im także odmówił? Oczywista niedorzeczność.
Aby wzmocnić przekaz, że USA krytykują polskie władze, nagłośniono do niebywałych rozmiarów prywatną wizytę Mateusza Kijowskiego w Ameryce. I choć pan Kijowski uczciwie się zarzekał, że do żadnych ważnych spotkań z jego udziałem nie dojdzie, bo to nie ta ranga, zbudowano w oczach czytelników wizję hucznego przyjęcia lidera KOD w amerykańskim Kongresie. Skojarzenia miały sięgać pamiętnego wystąpienia Lecha Wałęsy w tej Izbie: Kijowski jak Wałęsa, przyjęty owacją na stojąco, przemawia do amerykańskiego społeczeństwa. Wizję tę rozdmuchano do tak absurdalnego rozmiaru, że wiele osób, w tym ja sam, było w stanie uwierzyć, że lider KOD zostanie w końcu przyjęty przez prezydenta Obamę, aby w ten sposób definitywnie wymierzyć policzek „uzurpatorom" z PiS.
Ostatecznie się okazało, że pan Kijowski zostanie przyjęty przez byłego ambasadora USA w Polsce Daniela Frieda oraz spotka się z polonijnymi działaczami KOD.