Były sytuacje kryzysowe towarzyszące wojnom światowym, kiedy z tego czy innego powodu, zależnego od sytuacji wojennej danego kraju, część produkcji ulegała zahamowaniu lub całkowicie zamierała (tak, jak to ma miejsce dziś; ekonomiści nazywają taką sytuację kryzysem podażowym). Były kryzysy wywołane epidemiami, choć raczej niewielkie i lokalne. Były – i to często – kryzysy wywołane silnym ograniczeniem popytu (innymi słowy – typowe kryzysy popytowe). Były kryzysy wywołane powszechną groźbą bankructw państw. Były kryzysy związane z utratą kontroli nad ilością pieniądza i bardzo wysoką inflacją. I były potężne kryzysy mające główne źródło w systemie bankowym i na rynkach finansowych, w tym kryzys z roku 2008, którego skutki wiele krajów odczuwa jeszcze do dziś.

Na jaki kryzys mamy się teraz przygotować? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle ważna, bo od rodzaju kryzysu zależy jego przebieg, oczekiwana długość i trwałość jego efektów. Zależy od niego również zestaw narzędzi, których należy używać do walki z recesją. Przykładowo, badania sugerują, że odbicie gospodarcze po pandemiach może być szybsze niż po kryzysach finansowych. Pokazują też, że w czasie recesji popytowej – odwrotnie niż w przypadku kryzysu podażowego – można bez nadmiernych obaw drukować pieniądze i zwiększać deficyt budżetowy, bo nie ma wielkiego ryzyka wybuchu wysokiej inflacji. Słowem, lekcji które mogą dostarczyć podpowiedzi, co robić, jest naprawdę dużo.

Niestety, to tylko złudzenie. Lekcji jest może dużo, ale użyteczność podpowiedzi jest niewielka. Po pierwsze, dlatego że porównywalnej skali epidemii, która dotknęłaby cały świat, nie było od czasów morderczej grypy z lat 1918–1919 – a tamta sytuacja, ze względu na kończącą się wojnę światową, jest zupełnie nieporównywalna. Ale po drugie (i ważniejsze), dlatego że zamiast jednego rodzaju kryzysu możemy bardzo łatwo mieć do czynienia z całą ich serią. Kryzys podażowy wywołany przymusowym zamknięciem znacznej części światowej gospodarki pociągnie prawdopodobnie za sobą długotrwały kryzys popytowy, związany z ograniczeniem dochodów konsumentów i firm. Ogromne wydatki rządowe, związane z ratowaniem gospodarek, mogą w stosunkowo niedługim czasie doprowadzić do pojawienia się ryzyka bankructw najsłabszych finansowo krajów. Masowy dodruk pieniądza w warunkach ograniczeń podaży dóbr może prowadzić do szybkiego podniesienia się inflacji. A masowe przypadki upadłości firm i faktycznej upadłości konsumentów (czyli odmowa obsługi i spłaty kredytów) mogą prowadzić do kryzysów bankowych.

Musimy być gotowi na to, że ten kryzys będzie nadchodzić falami, a każda z tych fal może mieć inny charakter. Oczywiście bardzo utrudnia to znalezienie odpowiedniego zestawu narzędzi polityki gospodarczej i wymaga bardzo wielkiej zręczności od tych, którzy ją prowadzą. Bo jeśli nawet się okaże, że nadejście kolejnych fal jest nieuniknione, trzeba będzie przynajmniej uniknąć sytuacji, w której ich efekty będą się na siebie nakładać.