Witold M. Orłowski: Czas czarnych łabędzi?

Na marginesie rosnącej paniki związanej z epidemią koronawirusa warto zastanowić się nad samym problemem zjawisk trudnych do przewidzenia, lecz pociągających za sobą dramatycznie wielkie konsekwencje gospodarcze.

Aktualizacja: 04.03.2020 21:56 Publikacja: 04.03.2020 20:55

Witold M. Orłowski: Czas czarnych łabędzi?

Foto: Adobe Stock

Zjawiska takie ochrzczone zostały kilkanaście lat temu przez Nassima Taleba mianem „czarnych łabędzi" – ptaków, których nikt nigdy nie widział, więc sądzimy, że istnieją tylko w legendach (tak przynajmniej sądził rzymski aforysta Juwenalis, który niemal dwa tysiące lat temu jako pierwszy użył tego określenia). Oczywiście dopóki taki ptak się nie pojawi i nie narobi niewyobrażalnych szkód.

Pojawienia się czarnego łabędzia nie da się przewidzieć. Albo inaczej – w normalnych czasach zdarzenie to wydaje się to tak mało realne, że prawdopodobieństwo można uznać praktycznie za zerowe. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie warto ponosić kosztów przygotowań na spotkanie z czarnym łabędziem, skoro niemal na pewno ono nie nastąpi. I to jest właśnie błąd – powiedział Taleb – bo jeśli spotkanie z nim, nawet bardzo mało prawdopodobne, pociąga za sobą ogromne konsekwencje, nie powinniśmy go lekceważyć.

Przykładów pojawienia się czarnych łabędzi jest w historii bardzo wiele. Rewolucja wywołana przez internet, załamanie się rynków finansowych w roku 2008, szok naftowy z roku 1973 – wszystkie te zjawiska spadły jak grom z jasnego nieba, niosąc za sobą gigantyczne konsekwencje gospodarcze. Podobnie jak nalot na Pearl Harbour, rozpad ZSRR, atak 11 września.

A jednak w historii czarnych łabędzi jest coś znacznie bardziej przewidywalnego, niż się może wydawać. Preludium do rewolucji internetowej była trwająca od lat ekspansja domowych komputerów i spadek kosztów telekomunikacji; załamanie z roku 2008 miało swoje korzenie w uprzednim szaleńczym rozwoju rynku ryzykownych instrumentów finansowych; szok naftowy wybuchł po wielu latach kumulacji napięć na bogatym w ropę Bliskim Wschodzie. Podobnie w polityce: Pearl Harbour było ukoronowaniem ponad półwiecza japońskiej ekspansji, początków rozpadu ZSRR można szukać przy bramie Stoczni Gdańskiej, atak na WTC poprzedziły liczne ostrzeżenia o rosnącym zagrożeniu. Innymi słowy: czarny łabędź nie bierze się znikąd, konsekwencje jego pojawienia się wynikają z kumulacji ryzyka, które je poprzedziło.

Wniosek? Nieważne są same łabędzie. Ważne jest to, czy w gospodarce lub polityce istnieje nagromadzenie problemów, które mogą prowadzić do eksplozji. A czarne ptaszydło jest tylko iskrą wywołującą wybuch – tak jak kryzys meksykańskiego peso w roku 1994 zapoczątkował zamach na pewnego kandydata na prezydenta.

Nie mam wątpliwości (i stale o tym piszę), że we współczesnej gospodarce i polityce mamy obecnie ogromną kumulację problemów. Zarówno na świecie, jak w Polsce. A w takiej sytuacji pojawienie się kolejnych czarnych łabędzi jest tylko kwestią czasu. Więc lepiej być na to przygotowanym i zachowywać sporą ostrożność. Cechy, których akurat polska polityka gospodarcza w ciągu ostatnich lat całkowicie się wyzbyła.

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Zjawiska takie ochrzczone zostały kilkanaście lat temu przez Nassima Taleba mianem „czarnych łabędzi" – ptaków, których nikt nigdy nie widział, więc sądzimy, że istnieją tylko w legendach (tak przynajmniej sądził rzymski aforysta Juwenalis, który niemal dwa tysiące lat temu jako pierwszy użył tego określenia). Oczywiście dopóki taki ptak się nie pojawi i nie narobi niewyobrażalnych szkód.

Pojawienia się czarnego łabędzia nie da się przewidzieć. Albo inaczej – w normalnych czasach zdarzenie to wydaje się to tak mało realne, że prawdopodobieństwo można uznać praktycznie za zerowe. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie warto ponosić kosztów przygotowań na spotkanie z czarnym łabędziem, skoro niemal na pewno ono nie nastąpi. I to jest właśnie błąd – powiedział Taleb – bo jeśli spotkanie z nim, nawet bardzo mało prawdopodobne, pociąga za sobą ogromne konsekwencje, nie powinniśmy go lekceważyć.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił