Z tym że nie ma to być jakaś taka równość byle jaka, tylko „równość prawdziwa”. Nie „formalna” – wobec prawa, tylko „prawdziwa” – materialna. Zważywszy, że ludzie równi nie są – mają różne zdolności i różnie je wykorzystują – trzeba równość wobec prawa ograniczyć i wprowadzić prawo, które nie będzie równe dla wszystkich, po to, by wszyscy stali się równi.
Jak pisał Alexis de Tocqueville, „istnieje mężna namiętność równości, dająca wszystkim ludziom pragnienie siły i poszanowania. Namiętność ta ma to do siebie, że małych podnosi ku wielkim. Lecz istnieje także w ludzkim sercu skażone zamiłowanie do równości sprawiające, że słabsi starają się ściągnąć silnych do swego poziomu, i doprowadzające ludzi do tego, że zaczynają przedkładać równość w niewoli nad nierówność w wolności”.
Dla niektórych równość jest bez mała wyznaniem wiary, chociaż ich czyny pozostają w rażącej sprzeczności z deklaracjami. Jeśli bowiem jest się egalitarystą – ironizował Milton Friedman – należy ocenić, czy własny dochód odpowiada przyjętej koncepcji równości, a jeżeli jest wyższy – oddać nadwyżkę tym, którzy mają poniżej średniej. Jeśli kryterium równości miałoby objąć cały świat, jak tego pragną niektórzy reformatorzy, byłaby to kwota około 200 dolarów rocznie na osobę – taki jest bowiem przeciętny dochód na jednego mieszkańca naszego globu. Który z „naprawiaczy świata” byłby gotów zaakceptować taką formę równości? Żaden.
Walka o równość przeniosła się więc z walki klas na walkę płci. Niestety, dla zwolenników równości walka płci skończyła się mniej więcej tak samo jak walka klas. Więc teraz trwa walka z płcią. Jednym z jej objawów jest walka o prawa małżeńskie. W czasach, gdy trwała walka klas i walka płac, toczyła się walka z małżeństwem. Teraz o małżeństwo. Bo małżonkowie są uprzywilejowani podatkowo. Mogą wspólnie rozliczyć podatek dochodowy, ograniczając działanie progresji, i dziedziczą po sobie bez płacenia podatku spadkowego. Ale przecież wysokie opodatkowanie spadków i progresywne opodatkowanie dochodów były dotąd sposobem walki o równość „prawdziwą”. Czyli tradycyjnie reformatorzy społeczni walczą z efektami własnych reform.
Jako zagorzały zwolennik równości mam taki pomysł: zlikwidujmy podatek dochodowy (a na początek przynajmniej progresję) i podatek spadkowy (a na początek zwolnijmy z niego nie tylko najbliższą rodzinę, ale także osoby powołane do dziedziczenia testamentem). I nazwijmy to gender tax.