Wyścig o zmniejszenie emisji trwa

Unia Europejska z impetem ruszyła do walki ze skutkami zmian klimatu. Stawką jest przyszłość egzystencji na planecie. Niestety, nie wszystkie kraje globu podchodzą do problemu w sposób równie ambitny jak Stary Kontynent.

Publikacja: 29.08.2019 21:00

Zmniejszenie emisyjności gospodarki to jeden z celów UE. W przyszłym roku emisje CO2 mają zostać zmn

Zmniejszenie emisyjności gospodarki to jeden z celów UE. W przyszłym roku emisje CO2 mają zostać zmniejszone o 20 proc. w stosunku do roku 1990, a w roku 2030 o 40 proc.

Foto: shutterstock

– Europejski przemysł uważa, że raporty ONZ są jasne: jeżeli nie ograniczymy emisji w skali całego świata, to się ugotujemy – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Daria Kulczycka, szefowa Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan. – Trzeba sobie stawiać ambitne cele, ale też w taki sposób, by nie zdusić konkurencyjności europejskiego biznesu. A zarazem tak, by nie były to zmiany pozorne, polegające wyłącznie na wypchnięciu „brudnej" produkcji poza granice UE – dodaje.

Klimat trzęsie rządem

Z każdym kolejnym rokiem proces redukcji gazów cieplarnianych ma nabierać tempa. Komisja Europejska chce, by już w przyszłym roku emisja gazów została zmniejszona o 20 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. Jedna piąta energii ma pochodzić z odnawialnych źródeł, a do tego ma nastąpić 20-proc. poprawa efektywności energetycznej.

Dekadę później redukcja emisji gazów cieplarnianych ma sięgnąć co najmniej 40 proc. (znowu – w odniesieniu do 1990 r.), udział OZE w produkcji energii – 32 proc., a poprawa efektywności energetycznej – 32,5 proc. Zwieńczeniem jest stan neutralności klimatycznej, zaplanowany na 2050 r.

Te ambitne cele zaczynają jednak dzielić Europę. Paradoksalnie, okazuje się, że Niemcy – jeszcze dekadę czy dwie temu europejski lider w dziedzinie „zielonej" polityki – dziś zaczynają powoli odstawać od czołówki. W ubiegłym roku podczas rozmów o stworzeniu „wielkiej koalicji" CDU i SPD niemieccy politycy uzgodnili, że wypracują ustawę definiującą krajowe cele pod względem redukcji zanieczyszczeń. Negocjatorzy ustalili, że bazowym założeniem będzie redukcja gazów o 80–95 proc. w perspektywie 2050 r.

Po czym wiosną bieżącego roku minister środowiska Svenja Schulze (z SPD) ogłosiła, że propozycja jej resortu zakłada co najmniej 95-proc. redukcję. „Taka polityka klimatyczna grozi rozsadzeniem rządzącej koalicji" – kwitował wówczas magazyn „Politico", podsumowując napięcia w układzie CDU/SPD.

Być może kolejne rządy Angeli Merkel zaczęły liczyć koszty i potencjalne straty, jakie rygorystyczna polityka może przynieść biznesowi. – Niemcy robili w tym zakresie bardzo rzetelne analizy i stwierdzili w nich, że zbliżenie się do poziomu redukcji rzędu 85 proc. to już koszty ponad obecne możliwości gospodarki. A już 100 proc. redukcji trudno nawet oszacować, nie wiadomo, jak to zrobić – tłumaczy Kulczycka.

Ekolodzy nie są z tego status quo zadowoleni. – Owszem, nie brakuje zaangażowania do porozumienia paryskiego – mówił Jan Burck z organizacji Germanwatch, komentując spadek Niemiec w rankingach państw realizujących reformy klimatyczne. – Po prostu brak politycznej woli do wprowadzania konkretnych zmian – kwitował. Sebastian Mang, doradca Greenpeace, idzie nawet krok dalej. – Angela Merkel jest w tej sprawie po złej stronie historii – ucina.

Szwecja i... Maroko

Co więcej, rozdźwięk w sprawie tego, jak reagować na klimatyczne wyzwania, zaczyna się odbijać na samej Unii Europejskiej: zalecającym ostrożność (a do tego obozu przypisuje się zarówno Niemcy, jak i Polskę) stawiają czoło zwolennicy szybkich i radykalnych zmian. Przewodzić ma im Francja Emmanuela Macrona – przy mniej lub bardziej otwartym poparciu m.in. Hiszpanii, Holandii, Luksemburga, Finlandii czy Danii. Ich stanowisko jest bezkompromisowe: w 2050 r. Europa powinna osiągnąć zeroemisyjność.

– To w znacznej mierze pustosłowie – wytyka jednak rządowi w Paryżu utworzona zaledwie w maju komisja doradcza ds. klimatu (Haut Conseil pour le Climat), nazywając Francję „dobrym uczniem z kiepskimi ocenami". Redukcja emisji postępuje w tempie 1,1 proc. rocznie, a nie – jak zakładano w rządowych strategiach – 1,9 proc. Francuzi to też idealny przykład eksportu kłopotów: jeżeli krajowa produkcja przekłada się na 6,6 t zanieczyszczeń per capita, to importowane produkty przekładają się na 11 t emisji na osobę. W efekcie realny ślad węglowy, jaki zostawiają za sobą Francuzi, wzrósł w latach 1995–2015 o 20 proc.

Krytyczne oceny niemieckich i francuskich ekspertów odzwierciedlają się też w globalnych rankingach. W Climate Change Performance Index – czyli zestawieniu państw o największych zasługach w walce ze zmianami klimatycznymi – trzy pierwsze pozycje pozostawiono nieobsadzone. Dopiero na czwartej pozycji wylądował europejski lider polityki środowiskowej – Szwecja. Unia Europejska jako całość trafiła na pozycję 16., za to jej dwie lokomotywy – Francja i Niemcy – wylądowały na pozycjach 21. i 27.

Tak czy inaczej, Index ilustruje fakt, że najwięcej pod tym względem znaczy Europa. Wysoko – na piątej pozycji, tuż za Szwecją – wylądowało Maroko, głównie ze względu na dużą liczbę projektów z branży OZE (zwłaszcza fotowoltaicznych), jakie zainicjowano w tym kraju. Na 11. pozycji znajdziemy Indie, na 18. – Ukrainę, na 22. – Brazylię, na 24. – Egipt. Przypomnijmy, że wszystkie te kraje wyprzedziły Niemcy. Choć, gwoli sprawiedliwości, trzeba przyznać, że w gronie kilkudziesięciu ujętych w rankingu państw są też wielcy maruderzy: ostatnie miejsca na liście zajmują – choć raz wyjątkowo zgodnie – Iran, Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska.

Tym tekstem rozpoczynamy cykl „Walka o klimat". W jego ramach odbędą się debaty w eksperckie w redakcji „Rzeczpospolitej", a także powstaną poświęcone tej tematyce publikacje. W listopadzie ukaże się specjalny dodatek podsumowujący projekt.

opinia dla „rzeczpospolitej"

Maciej Lasoń, Head of Sustainability and Corporate Communication East Europe, Unilever Polska

Rządy i politycy, choć rozliczani ze swoich obietnic przez wyborców, mają jednak pewien czasowy komfort – bo czas rachunku sumienia przychodzi co cztery, a czasem i pięć lat. Biznes, szczególnie ten B2C, takiego komfortu już nie ma.

Świadomi konsumenci – a wielkość tej grupy rośnie lawinowo – chcą czegoś na „już", „teraz", „natychmiast". Nie ma dnia, aby na kanałach społecznościowych naszych marek nie pojawił konsument, który deklaruje swoją lojalność, ale prosi o jakieś „mniej" lub „bardziej": mniej emisji, bardziej zrównoważone surowce, mniej plastiku, bardziej zaangażowane marki.

Sympatia i lojalność konsumentów na rynku FMCG nie działa w horyzoncie czasowym czterech czy pięciu lat – raczej miesiąca, dnia, czy wręcz sekund spędzonych przed sklepową półką. Musimy więc jako biznes działać szybciej.

W tym wszystkim nie można zapominać także o tym, że nie jesteśmy abstrakcyjnym bytem i korporacją – jesteśmy ludźmi. Choć w swojej pracy musimy myśleć kategoriami wyników rocznych czy kwartalnych, to spędzamy wakacje na Mazurach, więc oburza nas przecinanie ich autostradą, zabieramy dzieci do ostatnich polskich lasów, więc nie zgadzamy się na dźwięk pił w puszczach Białowieskiej czy Karpackiej. Mamy biura i fabryki w Warszawie czy Katowicach – i organizujemy dla swoich pracowników zniżki na maski antysmogowe, a w biurach montować musimy filtry. To nasi pracownicy, a nie strategie czy wymogi prawne, są główną siłą stojącą za zmianą.

Jedną z najważniejszych przemian, jakie zaszły w ostatniej dekadzie, jest to, że firmy – właśnie przez zaangażowanie swoich pracowników – zaczęły wyprzedzać rządy. W starym modelu firmy w napięciu obserwowały krajową i europejską legislację, a potem starały się do niej dopasować. Dziś, w modelu, który United Nations Global Compact nazwał ambition loop, to korporacje działają szybciej i to firmy wywierają presję na regulatorów, domagając się wsparcia w budowaniu zrównoważonej produkcji.

Przeszliśmy przez ostatnią dekadę, na drodze do zrównoważonego modelu biznesowego, kilka rewolucji: o 97 proc. ograniczyliśmy ilość odpadów na tonę produkcji, a zużycie wody o 44 proc. Całkowicie wyeliminowaliśmy jajka z chowu klatkowego, korzystamy tylko i wyłącznie z certyfikowanych i zrównoważonych źródeł oleju palmowego, soi, kakao, cukru. Gdzie tylko jest to możliwe, korzystamy z surowców z gospodarstw małoobszarowych – pracuje z nami już 750 tys. lokalnych rolników, którzy zużywają znacznie mniej wody czy korzystają z mniejszej ilości pestycydów.

Zeroemisyjność była jednym z kluczowych celów wyznaczonego dekadę temu ULSP (Unilever Sustainable Living Plan). Według najnowszych danych w ciągu dziesięciu lat ograniczyliśmy emisję CO2 o 52 proc. na tonę produkcji. Do 2020 wyeliminujemy całkowicie węgiel z naszego miksu energetycznego, a całość energii elektrycznej pozyskiwanej z sieci oprzemy o OZE. Za 10 lat cała energia, z której korzystamy, zostanie oparta tylko na zielonych źródłach.

– Europejski przemysł uważa, że raporty ONZ są jasne: jeżeli nie ograniczymy emisji w skali całego świata, to się ugotujemy – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Daria Kulczycka, szefowa Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan. – Trzeba sobie stawiać ambitne cele, ale też w taki sposób, by nie zdusić konkurencyjności europejskiego biznesu. A zarazem tak, by nie były to zmiany pozorne, polegające wyłącznie na wypchnięciu „brudnej" produkcji poza granice UE – dodaje.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie
Biznes
Niedokończony obraz Gustava Klimta sprzedany za 30 mln euro
Biznes
Ozempic może ograniczyć picie alkoholu i palenie papierosów
Biznes
KGHM rozczarował. Mniej produkuje i sprzedaje
Biznes
Majówka 2024 z zaciśniętym pasem. Większość Polaków zostanie w domu