Skrócenie stażu, odbiurokratyzowanie oświaty, minimalna stawka dodatku za wychowawstwo i wycofanie się z nowego systemu oceny pracy nauczycieli – w tych sprawach udało się rządowi porozumieć z nauczycielskimi związkami zawodowymi. Wciąż jednak nie ma zgody co do kwoty podwyżek dla nauczycieli. – Dlatego nie widzimy przesłanek, by dyskutować o zawieszeniu strajku – mówią wspólnym głosem Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych.
Kolejną turę rozmów związkowców z rządem zaplanowano na wtorek na godz. 8 rano.
Rząd mówi o kompromisie
– Strona związkowa zaakceptowała cztery z pięciu propozycji rządu – powiedziała wicepremier Beata Szydło, opuszczając Centrum Partnerstwa Społecznego Dialog.
Rzeczywistość jest jednak mniej różowa. – Ani o krok nie zbliżyliśmy się do porozumienia w sprawie naszego najważniejszego postulatu dotyczącego podwyżki wynagrodzeń o 1000 zł – mówi „Rzeczpospolitej" prezes ZNP Sławomir Broniarz. Jak dodaje, te kwestie, w których udało się porozumieć, mają drugorzędne znaczenie. – Diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Przykładowo mówimy o skróceniu stażu zawodowego do dziewięciu miesięcy, ale wciąż nie wiemy, czy zmiany te obejmą tych nauczycieli, którzy rozpoczęli staż we wrześniu 2018 r. – tłumaczy Broniarz. – ZNP nie wyobraża sobie, by te nowe regulacje ich nie objęły. To byłoby niesprawiedliwe.
Podobnie z dodatkiem za wychowawstwo. Rząd chce uregulować jego minimalną wysokość na poziomie 300 zł. Obecnie wynosi on przeciętnie 137 zł. Otrzymuje go 275 tys. nauczycieli. – Jeśli równocześnie nie zostanie uregulowany dodatek motywacyjny, to nauczyciele na tym stracą. By zapłacić więcej wychowawcom klas, samorządy obniżą motywacyjny – mówi Broniarz.