Prezydent czekał przeszło cztery miesiące od inauguracji na odwiedzenie wschodniego sąsiada, oficjalnie z powodu trudności w znalezieniu wzajemnie korzystnego terminu. U ukraińskich dyplomatów wywołało to pewne zaniepokojenie.
– Mamy nadzieję, że Polska pozostanie czołowym adwokatem Ukrainy w Brukseli, nadal będzie naszym najważniejszym partnerem – mówi „Rz" Wasyl Zwaryk, radca ukraińskiej ambasady w Warszawie.
W czasie kampanii wyborczej politycy PiS starannie unikali mówienia o Ukrainie. Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że jego elektorat niechętnie odnosi się do zbliżenia z nowymi władzami w Kijowie. Jednym z powodów jest pamięć o rzezi wołyńskiej.
Przygotowując wizytę Dudy, prezydencki minister ds. zagranicznych Krzysztof Szczerski próbował przekonać ukraińskie władze do zrezygnowania z niektórych zapisów kwietniowej ustawy przyznającej kombatanckie uprawnienie członkom oddziałów UPA odpowiedzialnym za śmierć nawet 100 tys. Polaków na Wołyniu, jednak bez skutku.
Ale zimny prysznic przyszedł ze strony ukraińskiej znacznie wcześniej. Petro Poroszenko na szczycie przywódców Rosji, Niemiec, Francji i Ukrainy w Berlinie uznał, że nie widzi potrzeby przyłączenia Polski do tzw. formatu normandzkiego, co było głównym postulatem wyborczym nowego polskiego prezydenta.