Arabia Saudyjska tradycyjnie była tym krajem Bliskiego Wschodu, który wyjątkowo ostro zwalczał Izrael. Ale w Warszawie szef saudyjskiej dyplomacji Adil al-Dżubajr nie ukrywał optymizmu.
– Mam taką nadzieję – przyznał „Rzeczpospolitej", pytany, czy wierzy, że plan pokojowy forsowany w polskiej stolicy przyniesie efekty.
Niezwykłe zbliżenie między Izraelem a krajami arabskimi zaczęło się już w środę wieczorem na uroczystej kolacji na Zamku Królewskim. Beniamin Netanjahu siedział na niej u boku jemeńskiego ministra spraw zagranicznych. – Dzielili posiłek, wymieniali się poglądami. To był historyczny widok – przyznaje sekretarz stanu USA Mike Pompeo.
Mimo wszystko al-Dżubajr na Zamku siedział na drugim niż Netanjahu końcu sali. Nie jest jasne, czy następnego dnia na Stadionie Narodowym mieli okazję do bezpośredniego spotkania. Izraelski przywódca rozmawiał za to w cztery oczy z Jusufem bin Alawim, ministrem spraw zagranicznych Omanu. Chwilę później na Twitterze Netanjahu napisał: „Mówimy o rewolucji w naszej polityce zagranicznej".
Do Warszawy przywódcy krajów arabskich wysłali jednak tylko swoich ministrów. Zabrakło przede wszystkim saudyjskiego następcy tronu, księcia Mohameda bin Salmana, jednego z najbliższych sojuszników Donalda Trumpa w regionie. Na taki gest najwyraźniej było jeszcze za wcześnie.